środa, 30 października 2013

Jesienne wypadanie włosów

Z problemem sezonowego wzmożonego wypadania włosów zmaga się w większym lub mniejszym stopniu każdy. Dla jednych nie będzie to aż taka wielka tragedia, dla innych zaś bardzo poważna kwestia. 
Dziś chciałabym opowiedzieć Wam dlaczego takie zjawisko ma miejsce co roku właśnie o tej porze, i jak sobie z tym radzić. Zapraszam. :) 




Przyczyny nadmiernego wypadania włosów: 

Głównym powodem są hormony. Jesień to czas kiedy w organizmie spada poziom estrogenów, a wzrasta testosteronu który, uszkadza cebulki włosów. Jest to proces naturalny, i na pewno go nie zatrzymamy. Możemy jednak wzmocnić włosy na tyle, że będą odporniejsze. 

Warto też wspomnieć o tym, że jesień to pora roku w której wszyscy chorujemy na potęgę. Nagłe ochłodzenie po lecie to dla naszego organizmu niezły szok. Podczas infekcji jesteśmy osłabieni, co również odbija się bardzo na naszych włosach. 

Nasza dieta również się zmienia. Nie jemy już tak dużo owoców i warzyw, pijemy mniej wody, a idealnym lekarstwem na jesienną chandrę jest tabliczka czekolady. Ewentualnie dwie. :D Chyba nie muszę dodawać, że korzystne to dla nas nie jest, i cierpi na tym również nasza czupryna. 

Jak temu zapobiegać? 

1. Dieta i dbanie o odporność
Pijmy dużo wody, jedzmy warzywa -szczególnie te zielone- i owoce. Zaopatrujmy nasz organizm w kwasy omega 3 i omega 6, mają one gigantyczny wpływ na kondycję naszych włosów. Znajdziemy je w rybach -szczególnie morskich- orzechach, i oczywiście olejach roślinnych. (jakie mają ich najwięcej możecie zobaczyć TU
Nie możemy zapominać również o białku, głównym budulcu keratyny. Znajdziemy je oczywiście w mięsie, i rybach. 

2. Dbanie o skórę głowy
Dla każdej osoby starającej się dbać o swoje włosy to właśnie ona powinna być najważniejsza. To przecież na niej mamy cebulki, które są korzeniami naszych włosów. To tak jak w przypadku roślin. Jeśli to co jest pod ziemią będzie uszkodzone, to czy wyrośnie z tego piękny kwiat? No właśnie. ;)

Co możemy zrobić? 

  • Wcierki. Mają one za zadanie odżywić, zmniejszyć wypadanie, przyśpieszyć porost. Dodatkowym plusem jest to, że kiedy używamy takiego preparatu robimy jednocześnie masaż skalpu, dzięki czemu poprawiamy ukrwienie (można robić to również na sucho, byleby delikatnie, opuszkami palców, a nie paznokciami). Ja z własnego doświadczenia polecam hit włosomaniaczek Jantar (KLIK) Kosmetyki tego typu w większości przypadków pozostawiamy na głowie bez spłukiwania.
  • Oleje. One pomagają niemal we wszystkim. Powoli stają się one moimi ulubionymi produktami do pielęgnacji nie tylko włosów (o tym następnym razem :)). Nałożone na jakiś czas przed myciem głowy pięknie odżywiają skalp, i przy okazji włosy. Przy niektórych możemy spodziewać się szybszego przyrostu. Najlepsze w tej kategorii to bezsprzecznie rycynowy łopianowy. Oba są bardzo łatwo dostępne, rycynowy w każdej aptece, a jeśli chodzi o łopian to Green Pharmacy ma dobre w swojej ofercie (dostępne są w każdej drogerii). 
EDIT: Dzięki jednej z Was okazało się, że te olejki mają w sobie jedynie ekstrakt z łopianu. Są dobre, ale czysty olej łopianowy to nie jest. Sprawdziłam, i okazało się, że to prawda! Dziękuję za informację. :*
  • Chronienie przed zimnem. Przemarznięte cebulki również mogą się zbuntować. Dlatego gdy temperatura  mocno spada pamiętajmy noszeniu czapki. Unikniemy również niechcianego tygodnia w łóżku a antybiotyku. 

3. Suplementy diety. 
Calcium Pantothenicum, mój bezkonkurencyjny ulubieniec. Zapobiega wypadaniu, włosy rosną jak szalone, i do tego jest tani, i dostępny w aptekach. Dodam, że pod tą dziwną nazwą kryje się kwas pantotenowy, czyli prowitamina B5. 
- witaminy typu C, A, E 
Ja osobiście (już) nie jestem fanką ich stopień przyswajalności jest tak mały, że szkoda pieniędzy.. i wątroby. No ale co kto lubi, może na niektórych takie preparaty działają - na mnie nie. 

4. Ograniczanie stresu
Nie tylko jesienią - zawsze. Może głupio zabrzmi, kiedy powiem, żeby go unikać. Byłabym hipokrytką, ponieważ sama często jestem jednym wielkim kłębkiem nerwów. Warto jednak powoli uczyć się nie przejmować błahostkami i myśleć pozytywnie. Zycie będzie piękniejsze, a my otrzymamy bonus w postaci mocniejszych włosów. :)

5. Oczywiście odpowiednia pielęgnacja włosów


Mam nadzieję, że tym postem komuś pomogłam. Jeśli macie jeszcze jakiekolwiek pytania, śmiało piszcznie w komentarzach. 

Ściskam Was mocno. :)

niedziela, 27 października 2013

Nowości (1)

Nie mam dziś siły na nic. Miałam w planach nieco ambitniejszy post, ale wena całkowicie mnie opuściła. Mam nadzieję, że mi to wybaczycie. 
Chciałabym pokazać Wam kilka nowości, które wpadły mi ręce w ciągu ostatnich kilku tygodni. Nie jest tego dużo, nie szalałam. Tylko jedna odżywka do włosów? Możecie być ze mnie dumne, jednak umiem się pohamować. :D  


Zacznijmy od mojego nowego uzależnienia. Nie sądziłam, że te woski potrafią tak wciągać. Tym razem wybrałam sobie Beach Wood, Blissful Autumn, i (TAM TARA RAM!) Midsummer Night, na którą czaiłam się już od bardzo dawna, ale nigdzie nie mogłam znaleźć. (Przy okazji możecie dać mi znać, o której chcecie przeczytać najpierw, bo na pewno pojawią się one na blogu - ja jestem za jesienią. :))



Pozostając przy świeczkowej tematyce, zaopatrzyłam się też w podgrzewacze z LaRissy z Biedronki. Bardzo lubię tą firmę i mega się cieszę, że znów wraca do asortymentu (przez jakiś czas jej u mnie nie było). Ich produkty są bardzo tanie, ale przy tym zadziwiająco mocno pachną. Nie umywają się oczywiście do Yankee Candle, ale jak na cenę 5 zł, za świecę w szkle, czy zestaw podgrzewaczy, jest nieźle. 



Kolejna rzecz z Biedronki. Polecała ją na swoim facebooku MUDI. Odżywka kosztowała 5,99 zł za 400 ml, a w drogeriach internetowych dostaniemy ją za 16 zł. Nieźle, nie? Więcej o niej na pewno będziecie mogły przeczytać w recenzji, ale jak na razie, po jednym użyciu mogę ją śmiało polecić, jest świetna! Biegnijcie do Biedronek, bo może jeszcze ją złapiecie. Ja jeśli będę miała okazję na 100% kupię na zapas. 



Jak na razie użyłam 2 razy więc nic nie powiem o działaniu na moich włosach. Mam jedynie nadzieję, że się sprawdzi, a powinno, ponieważ jest dostosowane do mojej porowatości (spis TUTAJ) . Kupiłam w aptece za 12 zł. 



Kupiłam go z myślą o stosowaniu punktowo na wypryski. Czytałam, że ze względu n zawartość tlenku cynku sprawdza się w tej roli świetnie, więc musiałam spróbować. Jest go w opakowaniu cała masa, więc postaram się znaleźć mu też inne zastosowania, bo nakładając tylko na niespodzianki nie zużyłabym go do końca życia. Na całą twarz z kolei boję się nakładać, parafina w składzie odstrasza. 



Kremy do rąk Avon kupiłam typowo z myślą o jesieni i zimie. Silikony w składzie idealnie nadają się do ochrony dłoni przed złym wpływem środowiska. Nigdy nie miałam skłonności do pękającej skóry pod wpływem zimna, ale lepiej (dosłownie :D) dmuchać na zimne. 


Na dziś to tyle, tak jak mówiłam nie jest tego dużo, mój plan o oszczędzaniu działa. (A może działał, zanim poznałam Yankee. :D) 
I na koniec pytanie do Was: jakie polecacie w miarę dobre, a nie aż tak drogie świece zapachowe? Chętnie bym coś przetestowała. Tylko nie Ikea, znam i nie przepadam. 

Ściskam Was mocno. :)

czwartek, 24 października 2013

Wstępnie o Yankee Candle i zapachu Home Sweet Home


Jesień już za pasem, wieczory dłuugie i zimne. Idealna atmosfera do wskoczenia pod kocyk z herbatką, przy jakimś dobrym filmie lub książce. W moim przypadku idealnym dopełnieniem tego pięknego obrazka będzie woń zapachu w powietrzu, oraz delikatne światło płomienia świecy. :) 
Moja znajomość z  Yankee Candle zaczęła się stosunkowo niedawno. Fanką świec zapachowych byłam od dawna, mimo tego nie czułam, że muszę spróbować tych kultowych wyrobów. 
Jednak spróbowałam no i cóż, zakochałam się. :) 

Słowem wstępu: 

To co najbardziej w YC lubię to fakt, że zapach stu procentowo jest wyczuwalny. Tu nie ma mowy o jakimkolwiek domyślaniu się czy on jest, czy jednak go nie ma. Drugich tak intensywnych wosków nigdy nie widziałam. 
Kolejnym niezaprzeczalnym plusem firmy jest ogrom zapachów. Każdy, ale to każdy znajdzie coś dla siebie. Lubisz woń skoszonej trawy, świątecznej choinki, świeżych ręczników, słońca i piasku? Nie ma problemu, YC ma takie cuda w swojej ofercie. :) 

Ważne jest też, że wszystkie ich produkty są stworzone na bazie wosku sojowego, który jest całkowicie bezpieczny dla naszego zdrowia. Możemy wdychać opary i nic nam się nie stanie. (Podobno zwykłe parafinowe są szkodliwe, słyszałyście o tym?) 

Minusem jest oczywiście cena. Właśnie ze względu na nią chyba nigdy nie zostanę posiadaczką największego słoika. 
Natomiast jeśli chodzi o woski, to uważam, że nie jest tak źle. Za jeden zapłacimy około 6 zł, a przy odpowiednim paleniu wystarczy on na jakieś 6-7 użyć. 

Ja kupuję je stacjonarnie w moim mieście, ale jeśli nie macie do nich dostępu możecie zaopatrzyć się przez Internet. Sklep http://www.goodies.pl/ często ma różne promocje, oraz ciekawe oferty, w tym te dla blogerek. :) 

Przechodząc do zapachu: 

Home Sweet Home to bardzo ciepły, cynamonowy, lekko korzenny zapach. Po dłuższym paleniu wyczuwam w nim delikatną woń pierników, i chyba herbaty, ale nie jestem pewna, czy rzeczywiście ją czuję, czy to przez ten rysunek. Idealny na jesienno/zimowe wieczory, można się nim otulić. :) Jest niezwykle intensywny, po włożeniu kawałka do kominka, już po kilku minutach pachniał nim cały pokój, a po otworzeniu drzwi zapach rozniósł się również do innych pomieszczeń, tak że wszyscy domownicy pytali co tak pięknie pachnie. Dodam, że jednorazowo używam małe kawałki wosków (wielkości ubytku na zdjęciu). 

Czy kupię go ponownie? 
Tak. Nie wiem czy od razu po zużyciu tego kawałka, ponieważ chcę przetestować jeszcze całą masę innych podobnych zapachów, które firma ma w ofercie, ale kupię. 

A Wy lubcie YC? Macie swoje ulubione zapachy? Jeśli tak, to śmiało możecie mi coś polecić. :) 

Ściskam Was mocno. :)




wtorek, 22 października 2013

Kilka kroków do zdrowych końcówek włosów



Rozdwajanie to chyba najbardziej powszechny włosowy problem. Wiele z nas się z nim boryka - ja również. Mimo, że doszłam już mniej więcej w tej kwestii z moją czupryną do ładu, dalej znajduję na niej połamane, i poszarpane końce. Pozbycie się ich nie należy do procesów szybkich, ani łatwych (no chyba, że decydujemy się na cięcie do ucha) ale przecież o piękne włosy warto walczyć. :))

W powiększeniu: 
   
...i ten zdrowy 

Włos zniszczony...


Co zatem możemy zrobić? 

1. Podciąć! 
Tu nie ma nie, bez tego ani rusz. Włos uszkodzony taki już pozostanie. Nie da się go w magiczny sposób skleić jakimś kosmetykiem. Jedynym ratunkiem jest skrócenie naszej fryzury o zniszczone partie. 
Ważne jest również, że zniszczenia pną się ku górze. Oznacza to, że włos będzie rozdwajał się co raz wyżej, i po jakimś czasie konieczne będzie jeszcze bardziej drastyczne cięcie. Poza tym, włosy zaczną się kruszyć, więc przyrostu i tak nie będzie. Warto czekać? 

Jedna ważna rzecz. Cięcie musi odbyć się bardzo ostrymi nożyczkami fryzjerskimi, w przeciwnym razie włos zostanie zmiażdżony i proces rozdwajania od razu rozpocznie się od nowa. Jeśli więc podcinacie włosy samodzielnie (ja tak robię) musicie mieć odpowiedni sprzęt. Nie polecam nożyczek z Rossmanna czy innych drogerii, więcej sobie nimi złego niż dobrego zrobiłam, kiedy jeszcze ich używałam. Najlepiej wybrać się do sklepu fryzjerskiego. 

A co jeśli bardzo zależy nam na długości?
Wtedy również tniemy! Nie musi to być od razu 20 cm, możemy sprawę załatwiać krok po kroku, tak jak robię to ja. 

Ale podcinać trzeba. 
Zapuszczać na siłę zniszczonych włosów nie ma sensu, zaufajcie mi. 

No bo powiedźcie mi dziewczyny.. Czy to jest ładne? Pomińmy ten fiolet, nic lepszego nie znalazłam.




Jestem pewna, że lepiej prezentowałyby się, o 10 cm krótsze. :) 


2. Nie niszczyć! 

Brzmi banalnie, ale to chyba najważniejszy punkt pielęgnacji włosów. Przecież notorycznie katowane prostownicą nigdy nie będą zdrowe. 

Podstawowe przyczyny uszkodzeń mechanicznych: 

  • Wyżej wspomniana prostownica, lokówka, czy gorący nawiew suszarki. O zgrozo.
  • Nikogo nie zdziwi chyba, że znajdą się tu także farby z rozjaśniaczami na czele. 
  • Targanie ręcznikiem. Kiedy np. na basenie widzę jak ktoś to robi, mam ochotę podejść i kazać przestać. :D
  • Chodzenie spać w mokrych/wilgotnych włosach. Kiedy nasza czupryna jest mokra, jest mniej odporna, bardzo łatwo wtedy narobić sobie biedy. Już lepiej jest wysuszyć głowę chłodnym, (broń Boże gorącym!) nawiewem, jeśli naprawdę nie macie czasu, a chcecie już spać. 
  • Niezwiązywanie włosów na noc. Rozpuszczone ocierają się o poduszkę i również niszczą. Wystarczy luźny koczek bądź kucyk, ewentualnie satynowa poduszka, żeby zminimalizować tarcie. 
  • Szarpanie podczas czesania. Starajmy się robić to powoli i delikatnie. 
  • Czesanie mokrych włosów. 'Zakręcone' :) dziewczyny oczywiście powinny to robić, ale tylko z nałożoną odżywką w ramach ochrony. Przyznaję się bez bicia, że sama ten 'grzech' popełniam, ale ja nie mam skłonności do plątania, robię to delikatnie i zawsze kiedy mam na kłaczkach odżywkę. :)
Bardzo ważne jest również unikanie gumek z metalowymi elementami, oraz tych bardzo cieniutkich. Działają one jak brzytwa, łamią włosy w miejscu gdzie nosimy np. kucyk. 
Najlepsza będzie duża, miękka, najlepiej satynowa frotka. 

3. Zabezpieczać! 

Tu pole do popisu mają silikonowe sera (serum=sera, śmiesznie :D). Nie dość, że pięknie nabłyszczają i wygładzają końcówki, to jeszcze otaczają je ochronnym filmem. 
Ważne jest jednak, żeby wybierać takie które nie mają alkoholu wysoko w składzie. O przykładach takich produktów pisałam TU

O moim ulubieńcu w tej kategorii, z kolei możecie przeczytać TU


4. Odżywiać! 

Ten punkt jest chyba oczywisty. Dobra maska odżywka, dużo olei, i już mamy zdrowsze, mocniejsze i bardziej odporne na uszkodzenia włosy. 


5. Fryzjer ma znaczenie! 

Jeśli po odwiedzeniu salonu zauważacie, że Wasze włosy jakoś rekordowo szybko zaczynają się rozdwajać więcej tam nie zaglądajcie. Nie tylko wyżej wspomniana ostrość nożyczek ma ogromne znaczenie, ale również sposób cięcia. Kiedy robimy to na mokro, ostrze z jeszcze większą lekkością zagłębia się we włos, który pozostaje dłużej zdrowy nie nienaruszony.   
Najzdrowsze jest proste cięcie pod kątem prostym (nie każę Wam oczywiście latać z kątomierzem, nie popadajmy w paranoję :D). Tzw. piórkowanie -cięcie od spodu z ostrzem skierowanym ku cebulkom- z kolei uszkadza strukturę. 
Dalej nie mogę uporać się z pasmami przy twarzy kiedy przy mojej ostatniej wizycie u fryzjera zostałam tak urządzona. 
Tego samego razu, kiedy już, już ostrze zbliżało się do moich włosów, zauważyłam, że pani fryzjerka zamierza ciąć suche włosy. Grzecznie zapytałam ją więc, czy może zrobić to na mokro. Zgadnijcie jaką odpowiedź otrzymałam! "Pierwsze słyszę, tak się nie robi!". Oczywiście wyszło na moje, ale z jaką niechęcią..

To właśnie dlatego mam taką fobię przed powierzaniem komuś swoich włosów. Nie wiadomo, czy jest to osoba która zna się na rzeczy, ma dobry sprzęt i na dodatek rozumie pojęcie centymetra. ;) 


A Wy macie swojego ukochanego fryzjera, który Was rozumie, i nie robi biedy na głowie, czy również, tak jak ja ufacie tylko sobie? :)

Ściskam Was mocno. :)


sobota, 19 października 2013

O wielofunkcyjnym kosmetyku, czyli o maśle kakaowym Isany


Produkty Isany są znane i lubiane w niemalże całej urodowej sferze Internetu. Jakość w przełożeniu na cenę utwierdza nas w przekonaniu, że Rossmann potrafi robić świetne kosmetyki. Czy 'masło' z tej firmy również podtrzymuje poziom? I jak coś czym smarujemy skórę może być wielofunkcyjne? Większość z Was już pewnie wie jak. :) No ale po kolei. 

Kilka słów wstępu.

Krem ma cudowne opakowanie. Nie dość, że jest wielkie, bo pojemność to aż 500 ml, to do tego jest to słoik. Uwielbiam takie rozwiązania, są zdecydowanie najwygodniejsze, plus nic się nie marnuje. 
Cena jak przystało na taniusią Isanę, również zachęca. Kosmetyk kosztuje 9,99 zł w cenie regularnej, a około 7 zł na przecenie. 
Zapach, no cóż, piękny. Kakaowy, słodki, z wyczuwalną nutą kokosa. Zdecydowanie nie jest świeży, moim zdaniem idealny na jesień i zimę. (czy Wy też dzielicie zapachy na pory roku, czy to ze mną coś nie tak? :D) 
Nie wiem czy warto pisać o konsystencji w przypadku kremu.. Jest zwyczajna, kremowa (znowu zaskoczenie! :D), ale nie gęsta. Łatwo się rozprowadza. 

A oto skład naszego dzisiejszego głównego bohatera: 


Nie ma w nim ani parafiny, ani silikonów. Jest za to olej kokosowy, masło shea, masło kakaowe, gliceryna i pantenol. 
Bardzo dobry wynik. :) 

A teraz przechodzimy do punktu kulminacyjnego, czyli czemu, i w jakich dziedzinach jest ono takie cudowne. 

Jako balsam do ciała 

Zadecydowanie spełnia swoją funkcję, i to na 5+. Genialnie nawilża, i nie jest to złudny efekt powłoczki parafinowej, mamy pewność, że nasza skóra jest naprawdę odżywiona. 
Bardzo dobrze sprawdzi się latem, ponieważ ma w składzie (jakiś tam) procent masła kakaowego, które jest naturalnym przyśpieszaczem opalania. Sprawdziłam i może nie było jakiegoś efektu 'instant', ale nogi miały szybciej brązowawy odcień niż zazwyczaj (najpierw robię się lekko różowa). 

Do kremowania włosów 

Kto by się spodziewał? :D Skoro nakładałam na włosy już prawie wszystko co mam w domu, to chyba nie jest wielkie zaskoczenie, tym bardziej, że ten krem jest już w tym aspekcie sławny. 
Właśnie ze względu na jego brak parafiny i silikonów, a dużą zawartość składników odżywczych możemy go stosować dokładnie tak jak olej. 
Czy działanie będzie takie same jak w przypadku olejowania? Raczej nie. Będzie podobne, ale nie takie same. W składzie oprócz olei znajdziemy jeszcze sporo innych dobroci, dlatego jest szansa na nawet lepsze efekty. 
Ja stosuję go około 1 na tydzień, czasem trochę rzadziej. Włosy są bardzo dobrze nawilżone i miękkie jak nigdy. 
Co prawda skład jest typowy dla włosów niskoporowatych, polecam kupić każdemu. Jeśli nie sprawdzi się na głowie, to przecież krem do ciała nigdy się nie zmarnuje. Mamy 2w1, za bardzo niską cenę. :) 


Podsumowując Isana znów mnie nie zawiodła, a do 'masła' będę z chęcią wracała. A co Wy sądzicie o tej firmie? Kochacie, czy unikacie?

Ściskam Was mocno. :)



wtorek, 15 października 2013

Alterra nawilżająca granat i aloes: maska vs. odżywka




Maska firmy Alterra z granatem i aloesem jest w blogosferze dość znana. Można powiedzieć, że nawet bardzo znana. Wydaje mi się, że o odżywce z tej samej serii słyszy się nieco mniej. Dziś przekonamy się czy produkty są warte uwagi, a jeśli tak, to który z nich wybrać? :)

Opakowanie/konsystencja/wydajność:

Maska: 

Bardzo miękki biały plastik, o pojemności 150 ml. Konsystencja dość płynna, dzięki czemu nie potrzeba nie wiadomo jakiej ilości, żeby pokryć całe włosy. Mimo wszystko wydajność nie jest zachwycająca, ale przy mojej ilości i długości włosów chyba żaden kosmetyk w tym aspekcie nie powala. Tym bardziej, że za każdym razem odnoszę wrażenie, że nałożyłam za mało i produkt nie zadziała tak, jak powinien.

Odżywka: 

W tym przypadku opakowanie jest dużo twardsze, co może utrudniać wydobycie resztki z dna. Pojemność 200 ml, czyli o 50 ml większa od maski. Konsystencja prawe identyczna, może odrobinę bardziej zbita. Wydajność taka sama jak w produkcie powyżej. 


Zapach: 

Moim zdaniem śliczny. Wiele bym dała, żeby utrzymywał się na włosach po ich wyschnięciu, czego niestety nie robi. No chyba, że po użyciu złapie nas ulewa, wtedy znów ożywa i o dziwo jest wtedy strasznie intensywny. W obu przypadkach jest identyczny. 

Dostępność/cena: 

Znajdziemy je tylko w Rossmannach. Cena zachęcająca, ponieważ 9 zł regularnie, a 6 zł w promocji. 

Opis producenta: 

Oba kosmetyki przeznaczone są do włosów suchych i zniszczonych. Oba są wegańskie. Skład jest w 100% naturalny bez silikonów, parabenów syntetycznych barwników, substancji konserwujących i zapachowych, parafiny. 
Brzmi nieźle, prawda? :)

Skład(y): 

Jest po między nimi mała różnica, praktycznie wszystko to samo, tylko, że w innych kolejnościach.
I tu, i tu bardzo wysoko jest moja ukochana gliceryna, olej sojowy, rycynowy (communis seed oil), z pestek granatu, słonecznikowy (helianthus annuus seed oli), z nasion krokosza barwierskiego (carthamus tinctorius seed oil). Znajdziemy w nich również pantenol, tytułowy sok z liści aloesu, oraz sporo ekstraktów roślinnych. Maska posada również masło shea, a odżywka nie. 

Jedną wadą jest alkohol umieszczony zaraz po wodzie. Właśnie ze względu na niego nie jestem pewna, czy poleciałabym te produkty dla osób z mocno suchymi włosami. Może raz na jakiś czas tak, ale na pewno nie na co dzień. Jeśli natomiast nasze włosy nie są w dramatycznej kondycji możemy używać odważniej, ale również z innymi kosmetykami na zmianę. 
Ale poza tym bardzo ładne składy. :)


Maska

Odżywka


Działanie:

Pewnie właśnie ze względu na minimalne różnice w składach działanie obu produktów jest .. identyczne. Maski zużyłam już dwie, a odżywka sięga dna i z ręką na sercu stwierdzam, ze nie widzę żadnej różnicy, mimo, że próbowałam zarówno na 30 minut ja i na 3 minuty, pod czepek i bez czepka. Raz zrobiłam nawet eksperyment robiąc przedziałek na środku i kładąc je jednocześnie po różnych stronach. Dalej to samo. 
A co oznacza 'to samo'? 
Włosy są niebywale błyszczące (pewnie za sprawą oleju rycynowego), dość miękkie, rzeczywiście ładnie  nawilżone, lejące. Końcówki się (prawie) nie wywijają. Ani jedno ani drugie ich nie przeciąża, ale moich włosów się chyba nie da przeciążyć, więc w tej kwestii się zbytnio nie wypowiem. 

linki do KWC : 

Zatem co wybrać? 

Moim zdaniem odżywkę z bardzo prostej przyczyny.. Jest jej więcej! Niby tylko o te 50 ml, ale jednak. :)
Właśnie dlatego to ją uwzględniłam w tanim zestawie włosomaniaczki -więcej TU-

Moja rada: 
Jeśli nie masz włosów niskoporowatych to również wybierz odżywkę, ponieważ nie zawiera ona masła shea, a włosy średnio i wysokoporowate zazwyczaj go nie lubią. (oczywiście NIE zawsze) 

A Wy macie jakieś doświadczenia z Alterrą? Ufacie tej firmie? Ja bardzo. :) 

Ściskam Was mocno. :)


niedziela, 13 października 2013

Efekty po miesiącu olejowania paznokci


Paznokcie smarowałam olejami praktycznie codziennie, przez cały wrzesień. Najczęściej kilka razy w ciągu dnia, oraz na noc. Czy po miesiącu mogę stwierdzić, że widzę efekty? Raczej tak. Oczywiście na samym początku nie obeszło się bez złamań paznokci u palca wskazującego i środkowego. I to w obu rękach. Pękanie to chyba ich hobby. 

Postanowiłam zmienić kształt na owalne, starałam się jednak mocno ich nie skracać. Kwadratowe paznokcie w moim przypadku zdecydowanie wygrywają w rankingu najpiękniejszych, ale co z tego skoro tak bardzo mi się łamią i zadzierają? Do tego gram w siatkówkę, i bywało tak, że na jednym treningu traciłam 3 paznokcie. Teraz z ulgą mogę powiedzieć, że -tfu, tfu- jest lepiej. 

Czego używałam przez ten miesiąc? Wszystko opisane jest w poprzednim wpisie z tej serii.

Tak jest teraz: 
(Na środkowym można zauważyć delikatne plamki.. Nigdy nie farbujcie rzęs henną, bez rękawiczek! :D)


Druga ręka: 

 Albo mi się wydaje, albo mam tu przerażająco wielkie łapy O.o
A tak było: 


Podsumowując

  • Dostrzegam większe nawilżenie, nie łuszczą mi się już tak bardzo. 
  • Płytka się rozjaśniła. 
  • Skórki się nie zadzierają, nie łuszczą, również są wyraźnie rozjaśnione. 
  • Mniej się rozdwajają, na co tak mocno liczyłam! :)
Na razie to tyle, dokładnie wszystko opiszę za kolejny miesiąc, mam nadzieję, że będzie jeszcze lepiej. :) Bardzo gorąco zachęcam Was do przyłączenia się. 

Ściskam Was mocno. :) 

Ps. Co sądzicie o nowym tle do zdjęć? Moim zdaniem teraz są dużo przyjemniejsze dla oka. :) Na poprzednie patrzeć nie mogłam. 

I jeszcze jedno. Bardzo bym prosiła o odwiedzenie tej strony:
http://www.pmiska.pl/

sobota, 12 października 2013

Spis olei względem porowatości włosów


Tak jak obiecałam, dziś mam dla Was listę olei pasujących danej porowatości włosów. Oczywiście to, co Wam przedstawię, to nie ścisłe zasady. To, że dany olej nie powinien pasować danym włosom, nie zawsze oznacza, że tak się stanie. Według mnie najlepiej jest spróbować przynajmniej po jednym oleju z każdej grupy, i obserwować reakcję Waszych kłaczków.

Włosy o niskiej porowatości bardziej polubią się z olejami o mniejszych cząsteczkach, ponieważ wypełnią one małe przestrzenie pomiędzy łuskami, nie oblepią ich tzw. filmem i nie będą powodować puszenia, co może (ale znów: nie musi, i nie zawsze) stać się w przypadku olei o większych cząsteczkach. 
(o tym jak rozpoznać porowatość TUTAJ)

W olejach zawarte są kwasy tłuszczowe, i to one decydują, czy olej będzie dobrze wnikał we włos, czy też nie. 

  • Oleje wielonienasycone - mają dużą zawartość kwasów omega-6 i omega-3, są najsłabiej wnikające. Włosy wysokoporowate polubią. 
  • Oleje jednonienasycone - głównie omega-9. Wnikają już trochę bardziej niż powyższe. Z nimi można eksperymentować do woli. Sprawdzą się w przypadku średniej porowatości, ale wysoka też nie powinna protestować. Przy niskiej też można próbować, ale dokładnie przy tym obserwować włosy. 
  • Oleje nasycone i masła - najbardziej wnikające. Idealne dla niskoporowatych. Z własnego doświadczenia jednak wiem, że średnia porowatość też może być zadowolona. 
Podział olei : (wspomagałam się Wikipedią)

1. Wielonienasycone 

- z kiełków pszenicy 
- z pestek dyni 
- z wiesiołka 
- z pestek truskawek 
- lniany 
- z pestek arbuza 
- z róży piżmowej 
- z jeżyn 
- z orzechów włoskich 
- sojowy 
- z nasion bawełny 
- z kukurydzy 
- z ogórecznika lekarskiego 
- słonecznikowy 
- z żurawiny
- z pestek winogron 
- z nasion czarnej porzeczki 
- konopny
- z nasion maliny
- z czarnuszki siewnej 
- z dzikiej róży

2. Jednonienasycone

- z pestek śliwki 
- z avocado 
- makadamia 
- ze słodkich migdałów
- oliwa z oliwek 
- z orzechów arachidowych 
- z orzechów laskowych 
- z pestek brzoskwini 
- kameliowy 
- z pestek wiśni 
- z nasion papai 
Jednonienasycone ze sporą zawartością omega-6 : 
- ryżowy 
- arganowy 
- baobab 
- sezamowy 

3. Nasycone 

- kokosowy 
- palmowy 
- olej babassu 
- masło shea (karite)
- masło kakaowe
 - masło mango 
- masło cupulacu 

4. Inne, niekwalifikujące się do żadnej z grup 

- Olej jojoba
- Olej z pestek granatu 
- Olej rycynowy 


Na koniec chciałabym jeszcze raz powtórzyć, że najważniejsza jest metoda prób i błędów.
Jeśli dany olej Wam nie służy możecie dodać do niego jakiegoś innego, możliwe, że w połączeniu spisze się dużo lepiej.  
Nie bójcie się eksperymentów. :)

Ściskam Was mocno. :)



środa, 9 października 2013

Jak rozpoznać porowatość włosów?

Spis olei względem porowatości (TUTAJ) miał się ukazać już dziś, jednak pomyślałam, że przed opublikowaniem go dobrze by było napisać parę słów właśnie o porowatości, a konkretnie, jak ją rozróżnić. Nie jest to prosta sprawa, ale można ją nieco ułatwić. Jednak nie radziłabym sugerować się wynikiem jednego prostego testu, ponieważ na jego wynik może nałożyć wiele czynników. Najlepiej jest zrobić ich jak najwięcej, a czasem każdy po kilka razy w różnych odstępach czasu, i dokładnie obserwować swoje włosy
Mi dokładny i wiarygodny wynik dała dopiero analiza włosa pod mikroskopem

Przypominając : 
Porowatość niska - włosy zdrowe, łuski ściśle ułożone, nie odstają, odporne na stylizacje uszkodzenia
Porowatość wysoka - łuski odstają, zazwyczaj zniszczone, podatne na uszkodzenia i stylizacje 
Średnia (normalna) to coś pomiędzy 




Włosy mogą mieć różną porowatość, w różnych ich partiach. 

Na logikę : u nasady włos nie jest narażony na uszkodzenia, i jest zdrowy, ale za to jego koniec może być suchy i rozdwojony. 

W moim przypadku naturalna porowatość to niska, ale włosy farbowane to porowatość średnia. Z kolei na karku rośnie pasmo ekstremalnie wysoko porowate, z którym walczę od początku włosomaniactwa. Myślę, że za jego stan odpowiada głównie ocieranie np. o poduszkę, czy szaliki zimą i omijanie przy olejowaniu i nakładaniu odżywki. (od niedawna staram się pilnować, i w te miejsce nakładać podwójną ilość tych produktów) 

Raz kiedy wróciłam do domu po ulewnym deszczu, patrząc w lustro zobaczyłam strasznie ciekawe zjawisko. Włosy przy głowie -czyli te naturalne- były nadal błyszczące, zdyscyplinowane, tylko trochę wilgotne, ogólnie grzecznie sobie leżały. Zaś dokładnie z granicą pomiędzy naturalnymi i farbowanymi, włosy były napuszone, sterczały na wszystkie strony, były mokre. Idealny przykład jak zachowuje się dana porowatość pod wpływem wody, oraz jak destrukcyjne działanie ma farba chemiczna.




Jak zatem mam poznać jaka jest moja?

Istnieją cechy które są przypisane dokładnie danemu typowi włosów. 
  • Włosy kręcone są praktycznie zawsze porowate (praktycznie zawsze, nie ZAWSZE). Nie oznacza to jednak tego, że każde włosy proste to porowatość niska. 
  • Włosy o porowatości niskiej ze względu na swoją budowę ciężko zamoczyć, ale kiedy już są mokre, to schną bardzo długo. Wysokie szybciej schną i szybko wilgoć przyjmują. 
  • Włosy porowate z reguły są matowe, szorstkie, suche i nie wyglądają dobrze (no chyba, że się o nie zadba). Niskie z kolei są lejące, ciężkie, lśniące i bardzo śliskie 
  • Jeśli Twoje włosy dobrze zachowują się po oleju kokosowym, to również jesteś o kroczek bliżej do porowatości niskiej. (chociaż również są wyjątki typu Anwen :))
  • "Wysokie włosy" są podatne na uszkodzenia, ułożyć w daną fryzurę (no chyba, że nasze włosy są niczym miotła, wtedy z fryzury nici). Niskie wręcz odwrotnie. 
  • Często zdarza się tak, że wysokie 'piją oleje litrami'. 
Ważne jest jednak to, że nawet jeśli masz włosy niskoporowate to nie wychodź z założenia, że "A tam, po co je szanować, i tak są niezniszczalne!". Owszem są odporne, ale zabiegami typu prostowanie bardzo łatwo zmienić, zwiększyć ich porowatość

Możemy wykonać też test :
  • Dotykowy. Nic prostszego, wystarczy przejechać palcami po włosie w kierunku jego rośnięcia. Jeśli wyczujemy nierówności to prawdopodobnie jest to porowatość wysoka, a jeśli powierzchnia jest gładka to niska. Jednak ten test również nie jest na 100% wiarygodny, ponieważ jak już wspominałam, na jednej głowie możemy mieć mieszankę, a na śliskość wpływają używane kosmetyki. Może też zdarzyć się, że trafimy akurat na włos dysplastyczny.
  • Z pomocą mąki. Zanurzamy włos w mące, i jeśli osadzi się na nim jej dużo to jest to porowatość wysoka, jeśli mało niska. Ja jednak tego sposobu nie lubię, ponieważ u mnie wynik był za każdym razem inny. Po pierwsze zależy od tego kiedy włos był myty. Jeśli nie jest pierwszej świeżości, mąka przyklei się do sebum. Po drugie nie miałam żadnego punktu odniesienia. Ok, wiadomo było, że mąka się osadzi, ale ile to mało a ile dużo? Także mi osobiście ten sposób nie odpowiada. 
  • Ze szklanką i wodą. Do wody wkładamy kilkanaście czystych (wolnych od silikonów i innych kosmetyków) włosów i czekamy aż opadną. Jeśli stanie się to w czasie dwóch minut to włosy są wysokoporowate, jeśli opadną po jakimś czasie to średnio, a jeśli wcale to nisko. Jednak fizyka przypomina nam o istnieniu napięcia powierzchniowego, czyli jeśli włosów będzie za mało to zwyczajnie nie opadną wcale. A poza tym.. grubość włosów również ma znaczenie. 
Podsumowując ja jednak gorąco zachęcam do metody zwanej mikroskopem. Jeśli macie do tego sprzętu dostęp (ja dorwałam się w klasie biologicznej), to skorzystajcie i dokładnie przeanalizujcie budowę swoich włosów w różnych ich partiach. Możecie zabrać włos kogoś innego dla porównania. Nie ma bardziej wiarygodnego sposobu, a przy okazji to bardzo ciekawe doświadczenie. :) 

Przepraszam Was za to, że 4863951283 razy użyłam słów 'porowatość' i 'włosy', ale inaczej się nie dało. Mam nadzieję, że wybaczycie. :D

Ściskam Was mocno. :)


niedziela, 6 października 2013

TAG : Lubię to!


Wiem, że ten tag był popularny wieeeeeki temu, ale jest tak przyjemny, że ja również postanowiłam na niego odpowiedzieć. :) 
Pomyślałam, że dzięki temu będziecie mogły mnie choć odrobinę lepiej poznać. 
Zapraszam do lektury. :)



Zasady:
1. Banerem jest wklejone zdjęcie.
2. Napisz kto Cię otagował.
3. Wypisz wszystkie drobne rzeczy, które przychodzą Ci do głowy, które lubisz, które czynią Cię szczęśliwą, te wszystkie drobnostki, dla których warto żyć. Szczególnie te najdrobniejsze i te, które wydają się zbyt banalne, by je wymienić, ale które poprawiają Ci humor.
4. Otaguj kilka osób.


Tak więc ja lubię: 

Psy ♥ 
Małe koty
Ogólnie zwierzęta 
Zieloną herbatę 
Długie zadbane włosy
Spotykać swoje przyjaciółki 
Czytać dobre książki 
Harrego Pottera 
Fantasy
Spacery
Kawę z Coffee Heaven 
Grać w siatkówkę 
Oglądać piłkę nożną, szczególnie Ligę Mistrzów 
FC Barcelonę 
Zadbane paznokcie 
Malować paznokcie 
Koronkę
Melodramaty, na których płaczę 
'Starą dobrą' muzykę (The Beatles, Aerosmith, Iron Maiden, Metallicę, Guns 'n Roses i wielu innych)
Zespół Queen (lubię tak bardzo, że zasługuje na oddzielny punkt :))
Głos Freddiego Mercurego 
Sushi 
Buszować w Rossmannie
Ćwiczyć, szczególnie z Chodakowską i Fitappy 
Oglądać zdjęcia z przed kilku lat 
Czytać blogi 
Pisać bloga 
Spędzać wieczory na You Tubie 
Dotykać świeżo podciętych końcówek włosów
Stronę www.weheartit.com
Dostawać nowe perfumy 
Kupować perfumy  
Rysować 
Uczyć się Biologii 
Świece zapachowe 
Podróże 
Toronto w Kanadzie 
Zapach cynamonu, wanilii, kokosa, kawy
Długie letnie wieczory 
Patrzeć na gwiazdy 
Swoje łóżko 
Marzyć 
Dbać o włosy 
Zakupy 
Owoce
Wszystko co waniliowe 
Boże Narodzenie 
Świąteczną atmosferę w sklepach i na ulicach 
Świąteczne reklamy Coca-Coli :)
 Pobyć czasem sama 
Fasolki wszystkich smaków 
Sałatki warzywne 
Zapach po burzy 
Mówić po angielsku 
Śpiewać gdy jestem sama w domu 
Długie kąpiele w wannie 
Latać samolotem 
Gdy zupełnie nieznani mi ludzie się do mnie uśmiechają :)
Duże miasta 
Słońce i piękną pogodę  
Perfumy Giorgio Armani Code
Być szczęśliwa :)

I wiele innych rzeczy, które aktualnie nie przychodzą mi do głowy 


Mam nadzieję, że Was nie zanudziłam. Do wzięcia udziału zapraszam każdego, kto jest równie spóźniony jeśli chodzi o ten tag, jak ja, i każdego kto ma na to ochotę. :) 

Śmiało mogłabym do tej listy dopisać "uczucie po napisaniu tego tagu", ponieważ od razu zrobiło mi się przyjemniej. :))

Ściskam Was mocno. :)

dopisek: taguję Henriettę. :D Koniecznie daj znać, jeśli zdecydujesz się zrobić ten tag, chętnie poczytam. :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...