Dziś przedstawię Wam najtańszy, ale jednocześnie bardzo efektywny zabieg w trosce o nasz skalp, czyli masaż!
Jak wykonywać?
Niby banał, a jednak sama przez około pół roku robiłam to źle. Logiczną sprawą jest to, że musimy masować swoją głowę. Możemy to robić na sucho, lub przy olejowaniu np. olejem łopianowym, jednak zawsze bardzo delikatnie. Jak we wszystkim ważna jest systematyczność. Ja staram się robić to co najmniej dwa razy dziennie po kilka minut. Możemy też spożytkować czas, który spędzamy np. przed telewizorem.
Co zatem mogłam robić błędnie? Jeździłam palcami po skórze nie wprawiając jej w ruch. Przemieszczały się jedynie moje palce. Zresztą same zobaczcie jak to powinno wyglądać.
Nie musi to być taka sama kolejność, chodzi o technikę. :)
Jakich efektów mogę się spodziewać?
Na pewno lepszego ukrwienia, i dotlenienia skóry głowy. Ta czynność pobudzi też cebulki do szybszego wzrostu, a nawet ma szansę lekko 'aktywować' (jak to mówią niedziela dzień cwela, zapominam dziś słów na potęgę) uśpione mieszki włosowe, z których do tej pory nie wyrastały włosy. Nie oczekujmy oczywiście gigantycznego zagęszczenia, bo zazwyczaj ilość mieszków jest uwarunkowana genetycznie, ale zdarza się też tak, że one są, tylko trzeba dać im lekkiego kopa. Reasumując wysyp sterczących niczym antenki bejbików, też jest przewidziany. :) Nowe włosy będą też wyrastać zdrowsze.
Tak wiele za tak niewiele. :)
No i to chyba tyle, sekret piękna hinduskich włosów wyjawiony. :) A Wy masujecie? A może teraz zaczniecie? Ja od miesiąca robię to regularnie, za kolejny miesiąc dam Wam znać o efektach.
Ściskam Was mocno. :)