wtorek, 30 grudnia 2014

Zrobiłam ombre? Aktualizacja włosów - grudzień 2014

Od dawna podobało mi się łagodne przejście z włosów ciemnych, do bardzo jasnych końcówek. Dobrze zrobione ombre prezentuje się ślicznie, kojarzy mi się z latem. Postanowiłam, że skorzystam z faktu posiadania jeszcze farbowanej części włosów, która i tak jest już fabrowana. (Owacje na stojąco za to błyskotliwe stwierdzenie dla tej pani! :D) Chodzi o to, że włosów naturalnych nie tknę już farbą dopóki nie będę siwieć, a tych mi tak nie szkoda, więc pomyślałam "a co mi tam!". 

Moją inspiracją było to zdjęcie: 


weheartit.com

No więc usiadłam na fotel. Moja fryzjerka bardzo dobrze zna mnie i moją włosową obsesję, więc od razu zapytała: 

-"To co jak zawsze? 1,5 cm? ;)" 

Żałujcie, że nie widziałyście miny tej kobiety, kiedy jej powiedziałam, że chcę też rozjaśnić końcówki.
Prawdopodobnie jednak moja była lepsza, kiedy zabrała się do rozrabiania preparatu. Usłyszałam tylko: 

-"Mam zadzwonić do Beaty (moja mama), żeby potrzymała Cię za rękę? Wyglądasz jakbyś na ścięcie czekała (że głowy, nie włosów xd)! Kochana spokojnie, tylko mi tu nie mdlej haha". 

...

No więc dobra minęło te 40 minut, umyłam głowę, czekam aż wyschnie, specjalnie nie patrzę w lustro. Kiedy już są suche, zerkam siebie i ... Nic. Potem patrzę na stan końcówek, też prawie żadnej zmiany. Były może o pół tonu jaśniejsze, ale prędzej to sobie wmówiłam, niż serio tak było. 

Preparat był mocny, wspólnie dobrałyśmy go do mojej porowatości. 
Okazało się jednak, że wypracowałam sobie na tyle zwartą łuskę, że chemiczne rozjaśnianie nie dało jej rady. 
Z jednej strony poczułam taką trochę dumę, że mam tak mocne włosy, z drugiej jednak, ja serio chciałam te jaśniejsze końce! :D 
Oczywiście gdybym potraktowała je najmocniejszym stężeniem jakim by się dało, rozjaśniły by się do takiego stopnia jakiego bym chciała, ale wtedy ich stan mógłby ulec znacznej zmianie. Dlatego na razie zostanie tak jak jest. 
Dobra koniec tych wywodów, obejrzyjcie zdjęcia. 




Robiłam je sama, na samowyzwalaczu, więc mogło być lepiej, ale chyba nie jest aż tak źle. Starałam się.. :D 

Tak jak mówiłam, dużej zmiany nie ma. Pewnie jeszcze kiedyś spróbuję, ale w najbliższej przyszłości tego nie planuję. 

Włosy na powyższych zdjęciach były potraktowane maseczką kakaową o której pisałam TUTAJ KLIK. Uwielbiam ją, włosy są niewiarygodnie mięsiste. Jeśli ktoś jeszcze nie próbował, to koniecznie to zróbcie. 

A jak tam Wasze włosy w tym miesiącu? :) 

Ściskam Was mocno. :)

Ps. Właśnie założyłam Instagrama, więc jeśli chcecie podglądać co u mnie słychać to zapraszam. :) 

poniedziałek, 29 grudnia 2014

Top 5 olei do włosów niskoporowatych + zapadłam się pod ziemię?!

Teoretycznie włosy niskoporowate dużego wyboru nie mają. W przypadku wysokich i średnich lista jest bardzo długa, a u niskich kilka marnych pozycji. (TUTAJ znajdziecie spis KLIK) Czy to znaczy, że posiadaczki takich włosów są skazane na używanie tylko 3-4 olejków? Nie! Dziś przedstawię Wam ranking olei oparty o doświadczenia z moimi niskoporowatymi włosami. Jeśli nie testowalyście któregoś z nich, może warto to zmienić? :) 

1. Olej kokosowy 
Nieśmiertelny kokos, który pasuje niemal każdej niskoporowatej, a czasem nawet tym wyższym. Uwielbiam go, uwielbiam, uwielbiam! Szczególnie polubiliśmy się przy dodawaniu go do masek i odżywek. 
Warto jednak zwrócić uwagę na to, że kokos może się włosom "przejeść". Jeśli już nie działa tak dobrze jak kiedyś, albo powoduje puch - odstawcie na jakiś czas. Znam takie kaprysy, przejdzie im. ;) 



2. Olej arganowy 
Niby nie dla moich włosów ale się kochamy. Do niego należy podchodzić ostrożnie, nie gwarantuje sukcesu, jednak spróbować warto, jestem tego przykładem. Gdybym miała mieć tylko dwa olejki, to byłby to kokos i argan. 



3. Masło shea 
Trochę rudne w obsłudze, bardzo gęste, nie wystarczą ciepłe ręce, trzeba zrobić gorącą kąpiel. Początkujący mogą mieć też mały (serio, wcale nie taki duży, ale jednak) problem ze zmyciem. Godny przetestowania olej, świetny też w walce z suchymi piętami. Często wysmarowuję nim stopy, władam cieplutkie skarpety i idę spać. Efekty są całkiem imponujące. :) 


4. Olej ze słodkich migdałów 
Ku mojemu zaskoczeniu, również się sprawdza. Lubię go szczególnie w gotowych olejowych mieszankach, maskach i odżywkach, ale i solo. Jest to moje niedawne odkrycie, z którego jestem bardzo zadowolona. 


5. Olejek Baby Dream fur mama 
Co prawda jest to mieszanka olei, ale warto ją tu zawrzeć. Ja sama ją uwielbiam, mam też wrażenie, że pasuje znacznej większości testujących osób. Zachwalałam ją już tutaj KILK. :)




A teraz. 

Gdzie ja się podziałam? Co będzie z tym blogiem? 

Nie chcę tu streszczać wszystkiego co się działo, czasem nie wszystko układa się tak jak byśmy chcieli. Tylko tyle. 
Wiem, że wielu czytelników straciłam, nie ma w tym nic dziwnego. Zanim jednak opublikowałam ten post napisałam 4 inne, które będą zawsze na czarną godzinę, a noc jeszcze młoda, będę pisać dalej. Możecie się spodziewać wielu wpisów, będę Wam to wynagradzać. Chciałam Wam tylko powiedzieć, że to niewiarygodne, że mimo takiej nieobecności blog nadal ma wyświetlenia, nadal niektórzy tu zaglądają. Zawiodłam, jestem zła sama na siebie. Przede wszystkim jednak tęskniłam. Oj, strasznie! :) Mam nadzieję, że wybaczycie. Wybaczycie?  

Ściskam Was mocno jak zawsze. 
Kasia. :)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...