czwartek, 28 listopada 2013

Aktualizacja włosów i aktualna pielęgnacja: Listopad

Wam też tak szybko śmignął listopad? Ja prawie go nie poczułam. W sumie nadal czuję się jakby był październik, a tu za kilka dni już grudzień (♥ !). 
Jeśli chodzi o moje włosy w tym miesiącu, to przeszły aż dwa cięcia, jedno z mojej ręki, drugie pierwszy raz od dawna u fryzjera. Poszło gładko, nie straciłam nie wiadomo ilu cm,  a co najważniejsze wszystko odbyło się na mokro, bez mojego dopominania się o to. :)  Jednak postanowiłam nadać im prosty kształt i nie żałuję. Nadal się trochę wywijają, ale przy takim 'prostokącie' wygląda to o niebo lepiej niż przy półkolu. 

Z góry chciałam poinformować Was, że zdjęcia robione były z lampą błyskową. O tej porze roku, zrobienie czegoś dobrego przy świetle dziennym graniczy z cudem. 
Dodatkowo próbowałam radzić sobie sama, a to również nie należało do najprostszych czynności. 
Wyglądało to tak: 
Ustawienie konstrukcji do łapania ostrości, złapanie jej, włączenie samowyzwalacza, zrzucenie wierzy z książek i pluszowego misia, wskoczenie na jej miejsce, i przygładzenie włosów, żeby nie wyglądały jak po wichurze, a to wszystko w 10 sekund. Mój samowyzwalacz jest zdecydowanie za krótki
Stąd nie do końca równe końcówki i poucinana głowa. :p 
Koniecznie muszę udoskonalić tą "technikę".  Albo kupić pilot do aparatu. :D 



Wiem, jakość nie powala, ale to jedyne zdjęcie, które tak dobrze  ukazuje ich kształt. 

Aktualna pielęgnacja: 

- Olejowałam bardzo często, z przerwą co 4 mycie, głównie olejem kokosowym i arganowym. Doszłam do wniosku, że do tej pory to te oleje służą mi najbardziej, bo kondycja włosów znacząco się poprawiła

- Po każdym myciu stosowałam niebieską Isanę nawilżającą, która na mnie działa bajecznie, odżywkę Isana professional oil spulung care, oraz odżywkę Deba z olejami (tą z Biedronki) 

- Raz w tygodniu maski, w tym miesiąc były to: Biowax Proteiny mleczne, i Aloesowy Natur Vital (moje włosy lubią proteiny rzadko - gdzieś co dwa tygodnie - ale porządnie i na długo) 

- Myłam w sumie czym popadnie, głównie Babydreamem, płynem Facelle, i Barwą żurawinową

- Nie stosowałam zbyt wymyślnych domowych masek, jakoś mi się nie chciało. W tym miesiącu nadrobię przynajmniej siemię lniane! 

- Zabezpieczałam tym czym zawsze - Serum z Green Pharmacy. Robiłam to na wilgotne włosy po myciu. 

Ogólnie cudów nie było, robiłam to co zawsze. Wcale nie siedzę godzinami w łazience ze względu na włosy, tak jak może się wydawać. :D 

Plany na grudzień: 

Pić siemię lniane, REGULARNIE
Pić skrzypokrzywę 
Znowu zacząć łykać Calcium Pantothenicum (wpis o efektach po dwóch miesiącach w drodze! :)) 
Dalej intensywnie olejować
Zrobić kilka zabiegów z siemieniem lnianym w roli głównej 
Nie podcinać 
Wcierać Jantar i wykonywać przy tym masaż skalpu 
Jednym słowem przyśpieszanie porostu poziom hard :D 


A jaka była Wasza listopadowa pielęgnacja włosów? Szalałyście, czy raczej na spokojnie? A może jakieś nowe inwazyjne zabiegi? :) 

Ściskam Was mocno, i dziękuję za te prawie 17 tys. wyświetleń bloga. W życiu bym nie pomyślała, że osiągnę taki wynik tak szybko. 
Także dziś ściskam Was barrrrdzo mocno. 

środa, 27 listopada 2013

Pielęgnacja włosów zniszczonych i suchych

O takie włosy zadbać jest najtrudniej, a na efekty niestety trzeba trochę poczekać, co często bywa zniechęcające. Od czego w ogóle zacząć i za co się zabrać? Oto kilka kroków, które pomogą Wam usystematyzować pielęgnację takiej problematycznej czupryny. Zapraszam. :) 

1. Zlokalizowanie źródła problemu i wyeliminowanie go 
Prosta sprawa. Musicie określić co w głównej mierze doprowadziło Wasze włosy do takiego stanu. Prostownica, lokówka, farbowanie, rozjaśnianie, trwała, czy zwyczajne zaniedbanie pielęgnacji? 
Kiedy już będziecie to wiedziały, starajcie się z tego zrezygnować. Nie jest to czasem łatwe, szczególnie jeśli chodzi o koloryzację. Istnieje jednak wiele zamienników, które nie niszczą, a robią prawie taką samą robotę, np. henna jako farba (dodatkowo odżywia), płukanki prostujące, przyciemniające, rozjaśniające. Możliwości jest masa. :) 

2. Podcinanie
O tym jak pozbyć się rozdwojonych końcówek pisałam TU. Niestety podcięcie to zabieg, którego nie da się w żaden sposób obejść, czy ominąć. Włos rozdwojony taki będzie, i żadne "magiczne serum" go nie sklei. (o ściemie jaką wypuściła na rynek firma Pantene pisałam TU). Możecie skracać swoje włosy małymi krokami, lub obciąć najbardziej zniszczoną partię jednorazowo. 

3. Intensywne odżywianie 
Odżywka po każdym myciu to absolutna podstawa (nie tylko przy mocno zniszczonych włosach, ale zawsze). Warto też często stosować maski na pół godziny pod czepek kąpielowy i ręcznik. Taki 30 minutowy zabieg pozwoli na odpowiednie zregenerowane włosów, szczególnie jeśli będzie przeprowadzony w cieple, które zapewni czepek (ciepło = łuski się rozchylają i substancje aktywne łatwiej wnikają). 
Należy również zachować równowagę pomiędzy proteinami, emolientami i humektantami tzn. jeśli dana maska jest typowo proteinowa, możemy dodać do niej czegoś nawilżającego co w składzie ma oleje, aloes, gilicerynę, miód, kwas hialuronowy itp. Jeśli o tej równowadze zapomnimy możemy włosy przeproteinować, co poskutkuje jeszcze większym sianem. 
Warto też stosować odżywki b/s, Joanna ma dobre w swoim asortymencie. 

4. Delikatność na każdym kroku 
Pisałam Wam o tym już przy okazji błędów popełnianych w pielęgnacji (możecie o tym przeczytać TU). Łagodne traktowanie to podstawa, szczególnie przy radzeniu sobie ze zniszczeniami. Przy myciu warto jest sięgać po metodę OMO, lub mycie odżywką, i delikatne szampony. Jeśli nie macie dużych problemów z przetłuszczaniem możecie też odpuścić codzienne mycie. 
Uważaj również przy rozczesywaniu. Nie ciągnij, nie szarp, rób to powoli zaczynając od końcówek, dopiero potem robiąc to na całej długości. 

5. Olejowanie 
Jak najczęściej się da. Oleje na dłuższą metę bardzo poprawiają kondycję włosów. Warto szukać olei, które będą odpowiadać naszej porowatości. Włosy mocno zniszczone to prawie zawsze porowatość wysoka. 
Kilka słów o olejach TU 
Spis olei do porowatości TU 

6. Lakierom i piankom mówimy nie! 
Produkty stylizacyjne tego typu zawierają alkohol denat, który intensywnie wysusza. Warto jest nosić fryzury, które nie wymagają użycia tych kosmetyków.

7. Silikony 
Są bardzo ważne. Nie warto z nich rezygnować, ponieważ zabezpieczają włosy, zatrzymują wodę w środku, i poprawiają wygląd. Jedyne gdzie raczej ich unikamy to szampony. Silikony można stosować w formie mgiełek, i serum silikonowych, które na wilgotne jeszcze włosy nakładamy po każdym myciu. 


Można też starać się przyśpieszać swój porost włosów, żeby móc szybciej cieszyć się zdrowymi pasmami. O zdrowej diecie wspominać chyba nie muszę, to jasne jak słońce. :)

Jakie są Wasze ulubione zabiegi pielęgnacyjne? Co lubię Wasze włosy, emolienty, a może proteiny? Chętnie poczytam, i poznam Wasze czupryny lepiej. :)

Ściskam Was mocno. :) 

sobota, 23 listopada 2013

Błędy jakie popełniamy dbając o włosy

O tym jak dbać o włosy można przeczytać w wielu miejscach, chociażby właśnie na moim blogu. Rzadziej jednak spotykamy się z tym jak o nie NIE dbać, a jest to przecież niezmiernie ważne. 
Jeśli jesteście ciekawe moich porad, oraz przemyśleń na ten temat, zapraszam do lektury. :) 

1. Całkowite odstawienie silikonów na początku włosomaniactwa 
Jest to dość duży błąd, ponieważ zakładając, że mamy do czynienia z włosami zniszczonymi silikony są wręcz potrzebne. Nie dość, że zabezpieczają nasze kłaczki przed zniszczeniami, to jeszcze sprawiają, że wydają się one wizualnie zdrowsze. 
To prawda, dużo mówi się o pielęgnacji naturalnej i bezsilikonowej i rzeczywiście są włosy, którym ona będzie służyła (głównie kręcone i te w dobrym stanie), ale nie warto na samym początku tych składników odrzucać. 
Istnieje również mit, że silikony nadbudowują się na włosach w taki sposób, że żadne składniki odżywcze nie będą w stanie w nie wniknąć. To prawda, tworzą one warstwę ochronną, ale nie na tyle pancerną, żeby nie poradził sobie z nią szampon z SLS czy SLES. Wystarczy takich silniej domywających produktów używać np. raz na dwa tygodnie, i nie będzie żadnego problemu. 
Jeśli chodzi o sera (za każdym razem śmieszy mnie odmiana tego wyrazu :D) silikonowe to pisałam o nich tu: 
O tych złych
I o moim ulubionym

2. Zmywanie olei szamponami z SLS i SLES 
Olejowanie to jeden z najważniejszych punktów w pielęgnacji włosów. Wiem jednak, że wiele dziewczyn boi się efektu przetłuszczonej czupryny, nawet po umyciu. Nie warto jednak myć głowy kilka razy i to szamponami z silnymi detergentami w składzie, ponieważ włosy będą czyste tak bardzo, że nie będzie śladu nawet po dobroczynnym działaniu oleju, a nawet więcej możecie im zrobić krzywdę. Wystarczy zrobić to raz, naprawdę. :)

3. Mycie całych włosów, a nie tylko skóry głowy 
Wylewanie szamponu na całe włosy, po czym tarcie utworzonego tym sposobem na czubku głowy 'gniazda', nie jest najlepszym pomysłem. Efekt końcowy będzie taki, że spędzicie masę czasu na rozplątywaniu Waszych kosmyków, to jeszcze dodatkowo bardzo je zniszczycie. Dlaczego? Szampony rozchylają łuski, a dodatkowe tarmoszenie im tylko to ułatwia, plus włosy mokre = mniej odporne na urazy mechaniczne. Rezultat? Substancje odżywcze wypłukane, naturalna bariera uszkodzona, większa podatność na zniszczenia. 
Myć należy tylko skórę głowy, a utworzoną pianę tylko delikatnie po włosach rozprowadzać. Tak, to wystarczy do tego żeby były czyste, sama często zmywam tak nawet oleje. 

4. Brak delikatności 
Wyczytałam gdzieś kiedyś, że włosy należy traktować jak nasz ukochany sweter, i w 100% się z tym zgadzam! 
Zero tolerancji dla powyższego 'ostrego mycia', tarmoszenia ręcznikiem przy wycieraniu, szarpania podczas czesania, bardzo mocnego i ciasnego związywania np. w kucyk. 

5. Trzymanie brudnych, nieświeżych włosów przez kilka dni 
Zamysł tego "zabiegu" jest chyba taki, że dajemy włosom odpocząć od mycia, tak żeby sebum w naturalny sposób natłuściło pasma, oraz myślenie, że dzięki temu nie spowodujemy szybszego przetłuszczania. W rzeczywistości efektem może być nadmierne wypadanie. Zbyt częste mycie również nie jest dobre, dlatego należy robić to w takich odstępach czasowych, jakie odpowiadają naszym potrzebom, i myć czymś delikatnym. Nie wolno przesadzić ani w jedną ani w drugą stronę. 

6. Nie zwracanie uwagi na składy 
Wiem, że czytanie ich nie jest umiejętnością łatwą, ale uwierzcie mi, jest to wyjątkowo przydatne. Nie musimy znać każdej nazwy, ja również nie wiem w tej dziedzinie wszystkiego, (ba, nie wiem pewnie nawet połowy!) ciągle się uczę znaczeń różnych składników. Na początku skupiłam się jednak na poznaniu tych podstawowych, np. Alkoholi, silikonów, parafiny, olei, humektantów, protein. Kiedy dany produkt mi nie przypadł do gustu mogłam mniej więcej sprawdzić, co wywołało niepożądane działanie, i na odwrót, kiedy coś okazało się hitem, mogłam określić czego mam szukać w innych kosmetykach.  
Dobre i złe alkohole w składach
O parafinie w kosmetykach

7. Spanie w mokrych włosach, niezwiązywanie ich do snu
Wiadomo najlepiej jeśli wyschną same. Natomiast jeśli nie mamy czasu, jest późno i chcemy już się położyć, to znacznie lepiej jest użyć suszarki, niż pozwolić na ocieranie bardziej podatnych na uszkodzenia, mokrych włosów. Wystarczy zrobić to tak jak należy, czyli chłodnym nawiewem, i kierując strumień powietrza od cebulek w dół, zgodnie z kierunkiem ułożenia łusek. W ten sposób nie zniszczymy włosów, a dodatkowo domkniemy łuski, i zwiększymy blask. :)
Związywanie jest również niezwykle ważne, minimalizujemy w ten sposób powierzchnię tarcia. 

8. Oczekiwanie zbyt szybkich efektów 
Na własnym przykładzie powiem, że stosuję świadomą pielęgnację nieco ponad rok, a dopiero teraz zaczynam widzieć to co naprawdę dało mi olejowanie. Doprowadzanie czupryny do upragnionego stanu nie jest procesem łatwym, ani szybkim, ale należy nauczyć się czerpać z niego przyjemność. :) O wiele łatwiej mają te z Was, których włosy nie były nigdy farbowane. Ja niestety reprezentuję tę drugą grupę, i wiem, że partia, która przebyła koloryzację nigdy nie będzie idealna, chociażby ze względu na jej "upodobanie do puszenia". Pogodziłam się z tym, aczkolwiek nie poddaje się, dbam o nie, i wytrwale czekam na dzień, w którym obetnę ostatnią farbowaną warstwę. :) 


"Włosy należy traktować jak nasz ukochany sweter"
A Wy zgadzacie się z tym stwierdzeniem? :) 

Ściskam Was mocno. :)

czwartek, 21 listopada 2013

Promocja w Rossmannie -40% na kolorówkę / Lista zakupów.



Zapewne słyszałyście już o tej "dobrej nowinie". A jeśli nie to chciałabym poinformować Was, że od jutra (piątek 22) do czwartku 28 listopada, w naszym poczciwym Rossmannie na całą kolorówkę będzie obowiązywać promocja -40%. 
Nie wiem jak Wy, ale ja cieszę się jak dzieciak, który właśnie dostał lizaka. :D Wynieść pół sklepu nie mam zamiaru, ale zawsze można upolować coś taniej, i to sporo taniej. :) 
W takich chwilach strasznie żałuję, że w moim sklepie nie ma szafy Bourjois. :((

Przygotowałam również spis tego na co (wstępnie) mam ochotę. 
(Piszę wstępnie, ponieważ zakupy "zgodne z wytycznymi" rzadko mi wychodzą :D) 

  • Puder Lovely, Golden Glow w kolorze 3. 
Nie mam zamiaru używać go na całą twarz, tylko do konturowania. U Aliny Rose przeczytałam, że właśnie ten kolor sprawdza się w tej roli świetnie, szczególnie przy jasnej karnacji. A czyjemu jak czyjemu, ale jej doświadczeniu z kosmetykami ufam bardzo. :)

  • Maskara Lovely, Curling Pump Up
Tyle o niej słyszałam dobrego, że nie sposób jej nie wypróbować. W sumie sama nie wiem dlaczego jeszcze jej nie mam.. Ale może to i lepiej, kupię ją za jeszcze większy bezcen. :) (cena bez promocji to ok. 8 zł) 

  • Lakiery do paznokci Wibo 
Nie mam na oku jakiegoś konkretnego koloru, ale coś ładnego pewnie się znajdzie. 

  • Pędzel Eco Tools, Blush Brush 
On niestety w promocji nie będzie (chyba), ale pędzle Eco są najporządniejszymi akcesoriami do makijażu dostępnymi stacjonarnie w Rossmannach. Od dawna śnią mi się po nocach Real Techniques, ale zanim się na nie zdecyduje chcę wypróbować właśnie ten. 

A teraz pytanie do Was dziewczyny
Jakie kosmetyki Rossmannowe Wy polecacie? 
Głównie mam na myśli bronzery, róże i  lakiery do paznokci, ale nie tylko.  
Byłabym Wam bardzo wdzięczna za podzielenie się Waszymi typami, możliwe że znacie coś cudownego na co wcześniej nie zwróciłam uwagi. :) 

Ściskam Was mocno. :) 

poniedziałek, 18 listopada 2013

Olejek Babydream fur mama vs. Olejek Babydream niebieski - Recenzja porównawcza




Dziś mam dla Was recenzję kultowych już produktów z oferty naszego poczciwego Rossmanna. O każdym zostało powiedziane już wiele. Mimo tego wertując blogosferę porównania nie znalazłam. Obu używam już na tyle długo, że mogę wyrazić swoje zdanie. Jesteście ciekawe jak się sprawdzają, oraz który robi to lepiej? Jeśli tak, to serdeczne zapraszam do dalszego czytania. :) 

Składy oliwek 


FUR MAMA
Olej sojowy, olej ze słodkich migdałów, olej słonecznikowy, olej jojoba, olej makadamia, witamina E, zapach

WERSJA NIEBIESKA 
Olej słonecznikowy, Izononanian cetylostearylu (emolient), olej ze słodkich migdałów, olej jojoba, Trójgliceryd kaprylowo - kaprynowy (emolient), ekstrakt z rumianku,  Alfa-bisabolol (działanie łagodzące, antyseptyczne), ekstrakt z nagietka, przeciwutleniacz, witamina E, kwas tłuszczowy pochodzący od oleju palmowego 


Tak jak widzicie pierwszy jest dużo krótszy, mimo to bardziej treściwy i bogaty w więcej olei. Oba są jednak dobre, nie mają parafiny, silikonów oraz innych chemicznych świństw, których w olejkach jak najbardziej nie chcemy. Niebieska wersja może mieć lekkie działanie rozjaśniające włosy, ze względu na rumianek. 


Działanie na skórę 

Bardzo lubię oliwki, często stosuję je zamiast balsamów do ciała. Jeśli chodzi o to jak się sprawowały w kwestii nawilżania to do żadnego nie miałam zastrzeżeń, dużej różnicy również nie widziałam. Dodatkowo miałam tą pewność, że moja skóra jest naprawdę nawilżona i natłuszczona, a nie tylko oblepiona parafiną (więcej o niej TU).

Jeśli chodzi o olejek Fur mama i to do czego został stworzony, to zwyczajnie nie miałam jak tego sprawdzić. :D Ponieważ przypominam, że jest to preparat zwalczający rozstępy podczas ciąży. ;)   
(Ale to jest świat włosomaniaczek, my tu myjemy nasze włosięta płynami do higieny intymnej, trzymamy na nich jajka, mąkę i kakao i od czasu do czasu żelatynę, więc chyba nikogo to nie dziwi, że on też podbił nasze serca. :D)


Działanie na włosy...

...Czyli to do czego głównie ich używam. Oba bardzo lubię, a do niebieskiego dodatkowo mam sentyment, ponieważ był to pierwszy olej, który wylądował na mojej głowie. :) 

Mimo mojej sympatii do wersji dla dzieci, uważam, że FM sprawdza się lepiej. Żadnej zagadki w tym nie ma, zwyczajnie ma lepszy skład. Włosy są po niej wygładzone i miękkie (oczywiście nie po jednym użyciu, tylko po regularnym olejowaniu! Nie oczekujmy cudów. :)). W sumie mogę powiedzieć, że jest to jeden z najlepszych olei jakie miałam. :)

Klasycznej niebieskiej wersji używam często na basenie, pod czepek, kiedy kładę nacisk na ochronę, a nie na superregenerację. Rozjaśnienia nie odnotowałam, ale przy moich farbowanych włosach, które jednak ciągle się wypłukują, byłoby to niemożliwe. 
Oba kosmetyki są w tym przypadku godne polecenia, możecie też zwrócić uwagę na to jakie oleje lubią Wasze włosy (spis względem porowatości znajdziecie TU). 
Polecam je też początkującym włosomaniaczkom, które jeszcze nie wiedzą na jaki olej się zdecydować - takie miksy zazwyczaj sprawdzają się dobrze. 

Podsumowując, pojedynek wygrywa Fur mama, ale klasyczna wersja również dale radę. 


Ceny: FM ok. 12 zł, niebieski ok. 7 zł w promocji ok. 5 zł
Dostępność: Tylko Rossmanny 
Pojemność: 250 ml oba 
Czy kupię ponownie?: Tak, z pewnością, oba 


Miałyście? Lubicie? Jakie są Wasze ulubione oliwki? :) 

Ściskam Was mocno. :) 

wtorek, 12 listopada 2013

Yankee Candle: Blissful Autumn


Opis producenta: Zapach jesiennego powietrza, przepełnionego aromatem owoców dojrzewających w sadzie, podszytego delikatnymi nutami drewna.

Moja opinia: 'Jesienne klimaty' to zapach przede wszystkim słodki i ciepły. Wąchając go pierwszy raz natychmiastowo przyszedł mi do głowy karmel. Po chwili jednak dotarła do mnie również woń owoców, bardzo dojrzałych, głównie jabłek i gruszek. No właśnie. Gruszek trochę tu za dużo. Jeśli chodzi o nuty drzewne, to owszem są, ale tak jak wspominał producent, delikatne. Ja osobiście wyczuwam też zapach mokrych liści, w dobrym tych słów znaczeniu. To pewnie to jest ten aromat jesiennego powietrza
Po dłuższym paleniu uwalnia się również woń jakiegoś kruchego ciasta. 
Całość jest wręcz odurzająca, zbyt słodka i gruszkowa moim zadaniem.

Po zapaleniu go w kominku zapach wypełnia cały dom. Jest okropnie intensywny, trzeba uważać z ilością, ja na jedno palnie używam dosłownie malusieńkiego kawałeczka - inaczej boli mnie głowa. 

Czy kupię ponownie? 
Raczej nie. Nie jest to brzydki zapach, ale nie tak moim zadnie pachnie jesień. Za dużo tu słodyczy, którą owszem kocham, jednak od tej tutaj jest mi czasem wręcz niedobrze. Oczywiście zużyję go, ale ze względu na to, że jednorazowo potrzebuję tak małego kawałka, to trochę mi to zajmie. 
Jest to dość specyficzna mieszanka, nie radziłabym kupować jej w ciemno, bez wcześniejszego powąchania. 

Dostępność: http://www.goodies.pl/
Cena: 6 zł 

Jakie Wy polecacie aromaty na tą porę roku? :)

Ściskam Was mocno. :)

niedziela, 10 listopada 2013

Pielęgnacja zimą : włosy

Z piękną złotą jesienią możemy się już raczej pożegnać, nadszedł czas na tą zimną szarą i ponurą. Z tego względu, że mrozy co raz bliżej mam dla Was kolejny post o zimowej pielęgnacji. Tym razem na celownik bierzemy to co lubię najbardziej, czyli włosy! :)


Trochę teorii:
Ze względu na niską wilgotność powietrza warto unikać humektantów, a na ich miejsce wstawić porządną dawkę emolientów. I jedne i drugie to nawilżacze, ale humektanty maja właściwości higroskopijne. Kiedy wilgotność jest duża pobierają ją z powietrza i wiążą we włosie, czy skórze. Natomiast przy niskiej wilgotności działają odwrotnie, oddają wodę do otoczenia. Może nie wyciągną wszystkiego, ale mogą przesuszyć. 
Przykładowe humektanty: 
Gliceryna 
Aloes 
Miód
Mocznik 
Pantenol 
Kwas Hialuronowy 

Przechodząc do rzeczy:

1. Mycie 
Postawmy na delikatniejsze szampony, SLS tylko od czasu, do czasu. Dobrym wyjściem będzie też stosowanie OMO, lub mycie odżywką - te metody nie są tak bardzo inwazyjne, ograniczają zniszczenia. 
      
2. Odżywianie 
Tak jak wspomniałam wyżej, emolienty tak, humektanty niekoniecznie. Najlepiej często olejować, wybierać maski z bogatszym składem. Nawet jeśli w ciągu roku staram się unikać parafiny, tak teraz pozwalam sobie trochę z nią poszaleć (pisałam Wam o tym TU). Często też spryskuję włosy odżywką w sprayu w ciągu dnia. Moja ulubiona to Gliss Kur Oil Nutritive, bajeczny, obfity w oleje skład, i trochę silikonów - ideał na zimę i nie tylko. :)  

3. Zabezpieczanie
Rzadko kiedy silikony tak bardzo idą w ruch jak zimą. Używam ich tak jak zawsze po każdym myciu, jeszcze na mokre włosy, oraz przed samym wyjściem na zewnątrz. Chronią one moją czuprynę przed zniszczeniami i zimnem. Kiedy chcę bardziej odżywić włosy najpierw wcieram w końce kropelkę oleju, a dopiero potem nakładam serum. Ale uwaga, tu stosujemy mniej silikonów niż zwykle - łatwo przesadzić i przetłuścić. 

4. Na zewnątrz 
Oczywiście czapka! Przyznam się bez bicia, że sama często o niej zapominam, i chodzę bez. W tym roku postaram się ten mały grzeszek ograniczyć do minimum. Moje cebulki, i układ odpornościowy na pewno mi podziękują. ;) Wiem, że często zniechęca nas do noszenia jej fakt, że włosy się potem niemiłosiernie elektryzują. Radą na to jest noszenie w torebce małej buteleczki z serum silikonowym. Wystarczy delikatnie przygładzić kropelką roztartą w dłoniach i gotowe! 
Jeśli mamy długie kłaczki, najlepiej chować je pod kurtkę, po co mają marznąć. ;) 

5. W domu 
Jeśli nie macie nawilżaczy powietrza, może warto o tym pomyśleć. Ja też muszę rozejrzeć się za jakimiś pojemniczkami wieszanymi na kaloryfery. Działa to pozytywnie, nie tylko na włosy, ale również na skórę. Jeśli nie chcecie kupować tych (no właśnie jak to się fachowo nazywa? :D) wiszących pojemniczków, możecie też stawiać np. miseczki z wodą, w ciepłych miejscach (można na grzejnikach, woda wtedy szybciej odparuje. No chyba, że ktoś jest taką ciapą jak ja. Wtedy nie polecam - trochę sprzątania jest. :D) 

6. Dieta...
...To podstawa! Wiem, że zimą dbać o nią jest wyjątkowo ciężko, ale warto się postarać. Duuuużo wody, warzywa, owoce, produkty bogate w tłuszcze omega-3 i 6 to klucz do pięknych włosów, skóry no i przede wszystkim zdrowego organizmu. :) 
O diecie pisałam również przy okazji jesiennego wypadania.  

A jak Wy sobie razicie zimą? 

Ściskam Was mocno. :)

Ps. Wy też? Ja bardzo. :) 


czwartek, 7 listopada 2013

Ulubieniec minionego lata: Perfumy Elizabeth Arden, Green Tea

Co ten Blogspot robi ze zdjęciami -.-

Dziś o moim kolejnym bziku, czyli pierwszy post o perfumach. Uwielbiam kiedy na mojej półce stoi przynajmniej kilka flakoników. Mam wtedy w czym wybierać, mogę dobrać zapach do mojego aktualnego humoru, okazji, pory dnia, a nawet pory roku. 
Tak było również w przypadku tego produktu. Sięgałam po niego praktycznie codziennie, odkąd go kupiłam, czyli mniej więcej całe lato. Dlaczego? 

Sama nazwa podpowiada nam jak te perfumy pachną, mi kojarzy się ona ze świeżością, nie mniej jednak z delikatną nutą słodyczy. Czymś co w upalne dni nie będzie nas dusić, tylko dodawać energii. Czymś idealnym zarówno na plażę, jak i na zakupy. Czymś nienachalnym, delikatnym i pięknym zarazem. Taki właśnie aromat zamknięty jest w tej buteleczce. 

Jest to piękny zapach, który bezsprzecznie kojarzy mi się z wakacjami. Mimo to zdarza mi się sięgać po niego również jesienią i zimą, kiedy jestem już zmęczona tymi wszystkimi ciężkimi 'dusicielami'. Wyraźnie wyczuwam w nim miętę, i cytrusy. 

Jej minusem jest trwałość. Jak to zazwyczaj bywa w przypadku kompozycji świeżych nie jest zachwycająca. Na skórze wytrzymuje około 4-5 godzin. 
Oczywiście dla mnie przestaje być wyczuwalna wcześniej, ale to nie wina produktu, tylko naszego węchu, który łatwo się przyzwyczaja. Dlatego najlepiej niech wynik testu trwałości ogłosi ktoś inny. :) 
Na ubraniach sprawdza się o wiele lepiej. 

Regularna cena za 100ml wody perfumowanej to ok. 150 zł. Ja swoją gigantyczną butelkę dorwałam za.. 50 zł w Rossmannie. Właśnie dlatego zawsze odradzam kupowanie czegoś w cenie regularnej. :D 

Nuty zapachowe:
nuta głowy: bergamotka, cytryna, pomarańcza, mięta
nuta serca: rabarbar, jaśmin, nasiona selera, goździk
nuta bazy: mąkla tarniowa, ambra, piżmo.

Czy polecam? 
Myślę, że są to perfumy dość uniwersalne, spodobają się raczej sporej grupie ludzi. Warto przy następnej wizycie Rossmannie je powąchać. 
Ja osobiście polecam je bardzo, ale na pewno nie w cenie regularnej. :) 

Miałyście może z nimi kontakt? Jakie są Wasze ulubione letnie zapachy? :) 

Ściskam Was mocno. :)


poniedziałek, 4 listopada 2013

Parafina w kosmetykach - czy naprawdę taka zła?

Dziś wprowadzenie do poznawania tajemnic składów kosmetycznych. Moim zdaniem czytanie i orientowanie się w nich to niezwykle przydatna umiejętność. Wymaga trochę czasu i praktyk, ale może ratować nas przed kupieniem bubla, lub czegoś co nie koniecznie jest bublem, ale dla naszego typu skóry czy włosów pasować nie będzie. 
Na pierwszy ogień idzie parafina. Jedni ją lubią, drudzy nienawidzą. Dlaczego wywojuje tak skrajne emocje? Zaraz się przekonamy. :) 


Zacznijmy od tego, że jest to nic innego jak oczyszczona ropa naftowa. Nie brzmi dobrze już na samym początku prawda? 
Jest ona emolientem, posiada świetne właściwości natłuszczające. Nie przenika jednak przez naskórek czy włos, pozostawia jedynie tzw. film, który uniemożliwia uciekanie wody, i chroni przed czynnikami zewnętrznymi. Niby okej, ale jest to dość złudny efekt nawilżenia. Parafina sama w sobie nie posiada żadnych funkcji odżywczych. Nie poprawi stanu włosów, czy cery. 
Stosuje się ją głównie w pielęgnacji skóry bardzo suchej i atopowej. Używanie jej jednak na co dzień szczególnie przy cerze problemowej, może powodować zapychanie, powstawanie zaskórników, wyprysków, nadprodukcję sebum. 

Jeśli chodzi o włosy to jej działanie można porównać do silikonów. Nasze kłaczki pięknie po niej wyglądają, są lśniące i lejące. Stosowana jednak zbyt często może je wysuszać. Przykładem czystej parafiny jest nafta kosmetyczna. Działa świetnie, lecz nie możemy przesadzać. Ja stosuję ją przed większymi wyjściami, kiedy chcę żeby włosy wyglądały nienagannie. Zdarza mi się to mniej więcej raz na miesiąc, czasem nawet rzadziej. W innych przypadkach zdecydowanie wolę nałożyć olej. 

Pod jakimi nazwami chowa się w składach parafina? 
  • Paraffinum liquidum 
  • Paraffin 
  • Mineral oil 
  • Syntetic wax 

Mój punt widzenia: 

Według mnie nie warto panikować (a często się z paniką na ten temat spotykam). Tak jak ze wszystkim, tu też należy zachować umiar. Kiedy wiemy jak danego składniku używać, może on nam bardzo pomóc a nie zaszkodzić. 
Ja parafiny unikam w produktach które stosuje na co dzień, zarówno do włosów jak i skóry.
 Ze względu jednak na ten wyżej wspomniany film ochronny świetnie sprawdza się właśnie zimą. Bardzo dobrze ochrania przed czynnikami zewnętrznymi takimi jak zimno czy wiatr. Kremy do rąk na jej bazie to o tej porze roku jedne z moich ulubionych! 
Korzystam z jej pomocy również kiedy jestem na basenie. Nakładam warstwę kremu do twarzy, który ją posiada i nie straszny mi już wysuszający chlor. 
Sprawdza się też świetnie w maseczkach do suchych stóp. 

Mam nadzieję, że udało mi się przekonać Was, że parafina zła nie jest, jeśli tylko będziemy używać jej ostrożnie. 
A Wy macie jakieś przemyślenia na ten temat? Jeśli tak to chętnie przeczytam. :)) 
<jak zawsze zresztą ;)> 

Ściskam Was mocno. :)


sobota, 2 listopada 2013

Pielęgnacja zimą : Usta + balsam DIY

Zima to dla nas wyjątkowo ekstremalna pora roku. Popękane usta, sucha skóra, spierzchnięte dłonie, wiecznie naelektryzowane włosy, znacie to prawda? Ja niestety też. Dzisiejszy wpis jest początkiem sagi, która ułatwi nam walkę z przeciwnikiem jakim jest mróz, wiatr, i koszmarnie niska wilgotność powietrza, zarówno na zewnątrz, jak i w ogrzewanych pomieszczeniach. Zapraszam. :)

Dla lubiących bawić się w małego chemika przygotowałam przepis na domowe masełko. Jest to bardzo dobry sposób na pielęgnacje ust, bo to my decydujemy co chcemy do mieszanki dodać. Nie zawiera ono gliceryny, która zimą przy niskiej wilgotności nie jest wskazana, ponieważ 'oddaje' wilgoć do otoczenia. Nie dodajemy też wody. Znajdziecie go na samym dole. :)

   Kilka kroków do pięknych ust zimą:  

Przynajmniej raz w tygodniu wykonujmy peeling cukrowy z miodem. Należy mieszanką masować usta przez około minutę, po czym oblizać lub zmyć, i nałożyć balsam nawilżający. Złuszczanie martwego naskórka z ust jest bardzo ważne, jednak często o tym zapominamy. Miód dodatkowo działa kojąco, antybakteryjnie i nawilżająco. 

Miód możemy nakładać również solo, na kilka minut w ciągu dnia, lub na noc. Ja osobiście jednak tej drugiej opcji nie lubię, ale nie dlatego, że działanie mi nie odpowiada, bo jest wręcz przeciwnie, tylko dlatego, że mam tendencję do rzucania się jak dzika podczas snu, a budzenie się z poduszką, twarzą i włosami upaćkanymi miodem nie jest przyjemne. :D 

Polecam również maść ochronną z wit. A. Dostępna jest w każdej aptece, a działa cuda. Często aplikuję ją na noc. Fenomenalnie również sprawdza się od suchych skórek pod nosem podczas kataru. 

Oczywiście za nic nie oblizujemy ust na zewnątrz! Warto jest mieć w każdej torebce, kurce czy płaszczu przynajmniej po jednym błyszczyku lub balsamie. 

Możemy wykonywać także drugi rodzaj peelingu, masując bardzo miękką szczoteczką do zębów nasze usta. Warto mieć do tego przeznaczoną oddzielną niż tą, której codziennie używamy. Po takim zabiegu również nakładamy coś mocno nawilżającego. 

Jeśli używacie kolorowych szminek, to warto starać się żeby nie były one o matowym wykończeniu, ponieważ takie produkty intensywnie wysuszają. Możecie ewentualnie pociągnąć po wierzchu pomadką ochronną. 


  Gotowe produkty które polecam :  

Pomadka Alterra, Rossmann, około 5 zł, promocja 2,50 zł 


Świetny produkt, za fenomenalną cenę. Uważam, że każdy powinien wypróbować. Szczególnie dlatego, że jej zastosowań jest masa, a skład bajeczny.. ;)

Masełka Nivea, wszystkie drogerie, około 8 zł 


Występują w bardzo ładnych zapachach, ja mam malinowy i waniliowy. Mają sporą pojemność, całkiem nieźle wpływają na usta. Ogólnie bardzo je lubię. 

Carmex, drogerie, do 10 zł 
Kultowych Carmexsów jestem fanką od dawna. Nie raz wybawiły mnie z opresji i dosłownie wyleczyły popękane i bojące wargi. Idealne na zimę. 


  Przepis na balsam własnej roboty : 

Będziemy potrzebować: 
- masła shea 
- oleju rycynowego, nada on połysk na ustach
- miodu 
- witaminy A i E, będą naturalnym konserwantem 
- kilku innych olei, jakie macie, ja użyłam kokosowego, arganowego i oliwy 
- plastikowego pojemniczka

Inne oleje są opcjonalne, masła shea jednak zastąpić nie możemy, ponieważ to dzięki niemu nasza mikstura będzie w stanie stałym, tak jak balsamy ze sklepów. Można je dostać w aptekach, a jeśli nie możecie znaleźć, to jestem prawie pewna, że sprowadzenie nie będzie żadnym problemem. Można je również używać do włosów, ciała, twarzy, paznokci.. zastosowań jest masa. :)
Pojemniczek kupiłam w Rossmannie. 


Po podgrzaniu masła (najlepiej w gorącej kąpieli), przelewamy je do pojemniczka. To jego ma być najwięcej, czyli gdzieś 2/3 całości. Dodajemy po kilka kropli pozostałych olei. 



Dolewany miodu, do końca, tyle ile się nam zmieści, po czym dokładnie i energicznie mieszamy np. wykałaczką i pozostawiany do zastygnięcia.  


Gotowa całość nawet w temperaturze pokojowe prezentuje się tak. Miałam okazję już wyrób testować, nawet na zewnątrz i sprawdza się całkiem dobrze. :) Dodatkowo, dzięki zawartości miodu jest słodziutki. :)) Termin ważności miodu w kosmetykach to 2 lata, ale ja mam zamiar zużyć to w jedną zimę. 




A jakie są Wasze sposoby na dbanie o usta? Dorzuciłybyście coś do tego posta? Jeśli zdecydujecie się zrobić ten balsam, to oczywiście dajcie też znać jak się sprawdza. :) 

Ściskam Was mocno. :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...