wtorek, 29 kwietnia 2014

Im więcej odżywki tym.. gorzej? Sposób na włosy napuszone po myciu.

Zacznę od tego, że moje włosy mimo tego, że nie są zniszczone, często bywały kapryśne. Czasem nawet gdy używałam ulubionej odżywki coś im nie pasowało. Wiadomo, czasem tak jest, że na jedne składniki mają chęć, na inne nie, dlatego najlepiej jest żonglować proteinami, emolientami i humektantami. 
Ale czasem nawet kiedy byłam pewna, że dziś jest pora na daną odżywkę coś było nie tak. Główny problem polegał na tym, że zaraz po myciu były napuszone, ale po jakimś czasie (mniej więcej jednen dzień) się uspokajały. 


źródło: http://drogeria.biz/

Nie raz, nie dwa słyszałam, że najlepiej jest nie stosować dzikich porcji przy olejowaniu (więcej zasad olejowania tutaj, KLIK) i nakładaniu odżywki. Jeśli chodzi o ten pierwszy zabieg, to się do tego stosuje, ale nigdy nie wnikałam zbytnio w to ile stosuję odżywki. Mam długie włosy, jest ich zabójczo dużo, więc chyba muszę jej trochę na rękę nawalić, żeby pokryć całą długość, prawda? 

Mniej więcej dwa miesiące temu w jednej z butelek stojących na mojej półce już prawie nic nie było. Stwierdziłam, że zużyję tą resztkę, żeby nie zajmowała mi już miejsca (którego i tak mi w szafkach brakuje :P). Produktu było mało, mniej więcej 1/3 mojej stałej dawki. 

Efekt po wyschnięciu? Zdziwienie. Były tak gładkie, jak po jednym dniu od mycia, wyglądały dobrze od razu. Na początku myślałam, że to ta odżywka, ale przecież wcześniej cudów nie robiła.. 
Testowałam tą "metodę" przez dwa miesiące z różnymi produktami, i jestem w siódmym niebie. Jak mogłam wcześniej na to nie wpaść? :D 
W zasadzie to nie wiem dlaczego tak się dzieje, że włosy reagują lepiej na mniej produktu. Nie będę starać się Wam tego jakoś wyjaśniać, bo nie wiem. Fakt jest jednak faktem, że na mnie i moje głowie robi to wielką równicę. Może dlatego, że mam nisko porowate włosy, które nie potrzebują tak dużo składników odżywczych, bo są dość zdrowe? Nie mam pojęcia. 

Wiem, że zapewne dla większości z Was nie będzie to duże odkrycie. Stwierdziłam jednak, że skoro ja dowiaduję się o tym po prawie dwóch latach włosomaniactwa, to warto się tym podzielić. 

Powodem puszczenia po myciu może być masa innych rzeczy np. niedomknięte łuski, lub zły dobór kosmetyków.
Jeśli nigdy wcześniej tak jak ja nie zwracałyście uwagi na ten 'szczegół', koniecznie spróbujcie. Niby taka mała rzecz, a może co nieco zmienić. :)


Ściskam Was mocno. :) 

niedziela, 27 kwietnia 2014

Recenzja maski aloesowej Natur Vital

Jak minęła Wam święta? Mam nadzieję, że odpoczęłyście tak samo jak ja. :) Dziś przychodzę do Was z recenzją bardzo ciekawego produktu. Jeśli jesteście ciekawe jego działania, to zapraszam. :)


Opakowanie / konsystencja / wydajność 

Duży wygony słoik o pojemności 300ml. Jeśli chodzi o maski, to jest to najlepsze moim zadaniem rozwiązanie. 
Konsystencja jest śmieszna, treściwa ale nie budyniowa jak przy np. Biovaxach (KLIK). Bardziej określiłabym ją jako lekko piankową. Jest bardzo zbita, więc nie trzeba nakładać jej dużo, dzięki czemu jest wydajna. 


Zapach 

Chyba przyjemny, taki ziołowy, aloesowy. Nie skradł mojego serca, ale nie jest również odstraszający. A poza tym, nawet gdyby był tonie miałoby dla mnie znaczenia. :) 


Opis producenta 

W ciągu zaledwie 3 minut przywraca włosom utraconą witalność, nawilżenie sprawiając, że uzyskują one połysk i zdrowy wygląd.


Skład maski



Bardzo mi się podoba. Bardzo wysoko jest sok z aloesu, gliceryna, ekstrakt z jałowca i pantenol. Jest krótki, ale bogaty, czyli innymi słowy idealny.
Jest to maska typowo humektantowa (więcej o humektantach tu KLIK), więc nie nadaje się do używania każdą porą roku. Najbardziej optymalnie będzie wiosną i jesienią kiedy wilgotność powietrza nie jest ani zbyt niska, ani kosmicznie wysoka. Inaczej możemy uzyskać puch i się niepotrzebnie zniechęcić. 

Działanie 

Raczej zaskoczeniem nie będzie, że produkt sprawdza się świetne. Spełnia moje wszystkie oczekiwania, włosy są miękkie, nawilżone i mięsiste.

Nie sugerujcie się tymi trzema minutami z opisu producenta, dajcie jej trochę więcej czasu, najlepiej 30 minut, działanie będzie zdecydowanie lepsze. 

Przypominam, że moje włosy są nisko porowate z trochę wyższą porowatością na końcówkach i kochają aloes i humektanty ponad wszystko. Kiedy pierwszy raz po zimie użyłam właśnie tej maski odstawiając w kąt emotientowe odżywki, których zdecydowanie miały już dość, od razu odżyły i nabrały blasku. 

Produkt Natur Vital polecam tak naprawdę każdemu. Ze względu na piękny skład będzie świetną maską nawilżającą, a przecież nawilżania potrzebują każde włosy. 

Jeśli miałabym wskazać moją ulubioną maskę dostępną w Naturach, to bez wątpienia mój wybór padłby na nią. 
Czy jest warta swojej ceny? Zdecydowanie tak. 


Dostępność: Drogerie Natura, Internet 
Cena: ok. 22 zł za 300ml.


Znacie? Lubicie? :) 

Ściskam Was mocno. :)

niedziela, 13 kwietnia 2014

Jak przyśpieszyć porost włosów? Część druga: wcierki, olejki oraz zabiegi zewnętrze

W pierwszej części (KLIK) opowiadałam Wam o sposobach na zwiększenie tempa porostu włosów wewnętrznie. Dziś skupimy się na preparatach, które stosujemy zewnętrznie. Zapraszam. :) 

1. Masaż skóry głowy 

Nie będę się tu rozpisywać, ponieważ istnieje na moim blogu oddzielny post poświęcony temu tematowi, do którego serdecznie zapraszam KLIK. :) 

2. Wcierki 

Istnieje masa rodzajów wcierek mających na celu przyśpieszenie porostu włosów, zahamowanie wypadania, zagęszczenie oraz ogólne wzmocnienie. Wcierki jak sama nazwa wskazuje wcieramy w skórę głowy i nie spłukujemy. Najczęściej zalecane jest robienie tego codziennie, ale w sytuacji gdy dany produkt wzmaga przetłuszczanie się włosów możemy stosować go raz na dwa dni, lub po myciu. 


  • Jantar 
Chyba najbardziej znany gotowy produkt w tej kategorii. Sama zużyłam już dwie butelki, mam też jedną w zapasie, która czeka na swoją kolej. Trzeba przyznać, że na mnie Jantar działa bardzo dobrze, kiedy go używałam urosło mi w miesiąc ok. 2 cm włosów. 
Jedyne czego w nim nie lubię, to włosy po jego zastosowaniu. Nie sprawia, że są tłuste, wręcz przeciwnie minimalizuje przetłuszczanie, ale są one jakieś takie tępe, jakby miały delikatny osad u nasady. Nie jest to gigantyczną przeszkodą, jeśli ktoś myje włosy codziennie, to w ogóle tego nie odczuje. 
Jest to produkt, który mimo wszystko polecam wypróbować każdemu i zdecydowanie moja ulubiona wcierka. 


Dostępność: Może być kłopotem, najczęściej apteki i sklepy zielarskie oraz drogerie internetowe
Cena: W granicach 10 zł, jednak cały czas stopniowo rośnie.. 
Czas kuracji: 3 tygodnie i tygodniowa przerwa i tak w kółko 
Warto wiedzieć: Pięknie pachnie męskimi perfumami. :)


  • Kozieradka 
Napar z zioła kozieradki również można używać jako wcierki. Podobno można nią uzyskać zniewalające efekty w postaci przyrostu i nowych włosków, lecz ja nigdy nie próbowałam ze względu na zapach. Sporządzona mikstura zalatuje rosołem! Niektórym może to nie przeszkadzać, i nie zawsze zapach jest tak intensywny, ale mnie to odtrąca. Uwielbiam kiedy moje włosy pięknie pachną i jeśli już mam coś wcierać to wybieram Jantar, którego zapachem się zachwycam. 
Nie mniej jednak efekty, które uzyskują niektóre dziewczyny są powalające, i nie mówię nie, może kiedyś spróbuję. :)

Warto również wspomnieć, że jednorazowo najlepiej przygotowywać jedną porcję, żeby zawsze aplikować świeży napar. 

Dostępność: Zioło kozieradki można kupić w każdej aptece i sklepie zielarskim 
Cena: Jedna paczuszka kosztuje ok. 4 zł, więc tu wygrywa z Jantarem 
Czas kuracji: Jak przy każdej wcierce - 3 tygodnie wcieramy, 1 tydzień przerwy 
Warto wiedzieć: Jeśli borykacie się z przyklapniętymi włosami kozieradka może nadać im objętości. 


  • Inne wcierki, których nie próbowałam warte uwagi 


3. Olejki do skóry głowy

  • Olej Khadi 
Bardzo chciałabym go przetestować, jednak co tu dużo mówić jest drogi. Kosztuje prawie 60 zł, za 210 ml. Czytałam o nim bardzo dużo i efekty, których można się po nim spodziewać są świetne, ale porównywalne to tych które gwarantuje Jantar, czy chociażby picie skrzypokrzywy, która na mnie działa świetnie. Zastanawiam się więc czy warto.. Oczywiście nie dowiem się jeśli nie spróbuję, i tak się pewnie kiedyś stanie, lecz na chwilę obecną na mojej liście 'must try', jest dużo innych produktów. :) 

Olej ten stosujemy najlepiej przed każdym myciem na kilka godzin - tak jak przy normalnym olejowaniu. Można oczywiście łączyć go z wcierką wtedy efekty mogą być jeszcze bardziej zadowalające. 


Dostępność: Raczej tylko Internet 
Cena: ok. 60 zł za 200 ml 
Czas kuracji: Bez ograniczeń
Warto wiedzieć: Podobno ma dość mocny kadzidłowy zapach. 


  • Olej rycynowy 
Raczej wszystkim dobrze znany. Nie będę ukrywać, jeśli chodzi o olejowanie skalpu jest to mój absolutny ulubieniec. No może nie solo, zazwyczaj dodaję do niego trochę innego olejku, ponieważ jest bardzo gęsty i aplikowanie oraz zmywanie go to czysta porażka. Nie licząc tej jednej wady jest świetny. 
Nie powiem Wam dokładnie ile przybyło mi włosów kiedy go używałam, bo nie stosowałam go w formie kuracji, z wyznaczonym celem, i miesięcznym mierzeniem porostu, widziałam jednak, że coś się dzieje. Dodatkowo przybyło mi wtedy trochę nowych "bejbików". :)

Dostępność: Apteki 
Cena: 2 zł za mniejsze opakowanie, serio. 
Czas kuracji: Nie ma ograniczeń 
Warto wiedzieć: Olejek rycynowy może przyciemniać włosy. Dla mnie o nie problem, wręcz przeciwnie, ale jeśli za wszelką ceną chcecie zatrzymać blond refleksy, radziłabym ostrożnie. Nie przestraszcie się też jeśli usłyszycie, że jest to lek na przeczyszczenie, bo takie jest jego podstawowe zastosowanie w medycynie. :P 


  • Olejek łopianowy z czerwoną papryką, Green Pharmacy  
Na początek trzeba wspomnieć, że nie jest to prawdziwy olej łopianowy, tylko olej roślinny i ekstrakt z łopianu. (Zwróciłam na to uwagę dzięki jednej z Was - dziękuję! :)) 
Używałam go przez jakiś czas, zużyłam pół opakowania. Jest to dość przyjemny olejek do skóry głowy dostępny w drogerii, na dodatek tani, ale nie daje efektu wow. Wyżej wspomniałam, że lubię rozcieńczać z czymś olej rycynowy. To właśnie jest to coś. Razem dają radę o wiele lepiej niż każdy z osobna.

Największym plusem tego oleju jest wzmacnianie włosów u nasady i odżywianie skalpu. Kiedy mam jakieś drobne problemy ze skórą głowy lubię stosować właśnie ten produkt.
Myślę, że warto wypróbować, może będzie to coś dla Was, szczególnie, że cena jest bardzo niska. 


Dostępność: Chyba każda drogeria 
Cena: ok. 5 zł 
Czas kuracji: tak jak przy reszcie olejków jest nieokreślony - można na okrągło 
Warto wiedzieć: Opakowanie jest koszmarne. Dziura do wylewania produktu jest ogromna i jeśli nie chcecie się nieźle ubabrać to najlepiej go gdzieś przelać. A może to tylko ze mnie taka sierota, nie wiem. :D 


4. Inne 

  • Kawowy peeling skóry głowy 

Nie jest to coś co wykonuje się przy każdym myciu, jest to raczej dopełnienie całości. Peeling skóry głowy jest równie ważny jak każdej innej części ciała i powinno się go wykonywać przynajmniej raz na miesiąc. 
Pomaga on oczyścić sklap z martwego naskórka a kofeina pobudza krążenie krwi i daje naszym cebulkom kopa do działania. Warto jest połączyć go z wcierką czy olejkiem, nie tylko dlatego, że dobrze oczyści skórę, ale również wspomoże porost. 
Wbrew pozorom zmieloną kawę nie jest wcale ciężko wybrać z włosów

Warto wiedzieć: Ciekawym wyjściem może być na początek cukier jeśli boicie się, że wydłubanie kawy zajmie Wam wieki. Cukier również wspomoże ukrwienie, nie tak świetnie jak kofeina, ale jednak. No i zawsze można go rozpuścić. :)


A Wy znacie coś z powyższej listy? Może coś byście dorzuciły? :)

Ściskam Was mocno. :)



środa, 9 kwietnia 2014

Jak przyśpieszyć porost włosów? Część pierwsza: suplementy, oraz zabiegi wewnętrzne

Co przychodzi Wam do głowy kiedy ktoś pyta Was o definicję pięknych włosów? Dla mnie pierwszą myślą jest "zadbane, zdrowe i długie".

Każda z nas ma w genach zapisaną długość życia naszych włosów, oraz tempo ich rośnięcia. Średnio włos 'żyje' od 5 do 8 lat, potem wypada. Jeśli chodzi o szybkość to jest to 1 cm miesięcznie. Zdradzają się osoby, których naturalny przyrost bez wspomagaczy to 1,5 - 2 cm. Jeśli macie to szczęście to.. cóż macie szczęście, zazdroszczę potwornie!

Myślę, że temat przyśpieszania porostu przyda się każdej z nas. A to nieudane cięcie które trzeba szybko zniwelować, a to schodzenie z farby (ja), albo zniszczenia których koniecznie chcemy się pozbyć na schodząc drastycznie z długości (też ja). 
Musicie jednak mieć na uwadze, że pewnych rzeczy nie da się przeskoczyć, szczególnie tych, które są ściśle związane z genetyką. Niektórym będzie o wiele łatwiej ruszyć z miejsca swoje włosięta, niektórym dużo trudniej, bo tak już mają. Trzeba jednak próbować. 

Metody na przyśpieszenie porostu włosów:


  • Skrzypokrzywa 


Czyli herbatka ze skrzypu i pokrzywy. (Tzn. to dwia oddzielne zioła, które mieszamy ze sobą w proporcji 1:1 <po jednej torebce, lub po łyżeczce, jeśli mamy do czynienia z wersją sypaną>) Napój ten trzeba pić codziennie, a nawet kilka razy dziennie, ale raz w zupełności wystarczy. Jest to jeden z moich ulubionych wspomagaczy. To właśnie dzięki niemu na miejscu dawnych zakoli mam teraz masę nowych włosków. W trakcie trwania kuracji rosły mi 2,5 cm/mies. co w moim przypadku jest absolutnym rekordem. 
Skrzyp zawiera bardzo dużo krzemu, który jest bardzo cenny dla naszych włosów. 

Gigantycznym plusem tej herbatki jest fakt, że jest pyszna! Ja piję ją bez cukru, i bardzo mi smakuje.
Sposobów na przygotowanie jest bardzo dużo. Ja zawsze klasycznie zalewałam w kubku i przykrywałam talerzykiem dla zwiększenia temperatury. Można też wywar zagotowywać w małym garnuszku, wtedy działa podobno jeszcze lepiej, ja jednak nie próbowałam, byłam na to zbyt leniwa. 

Dostępność: Apteki, sklepy zielarskie, czasem nawet zwykłe markety 
Czas kuracji: Maksymalnie do 3 miesięcy potem na jakiś czas należy ją odstawić
Cena: Grosze, dosłownie. Za dwie paczki zapłaciłam łącznie 4 zł? 
Warto wiedzieć: Powyższy napój działa moczopędnie, dlatego nie rekomenduję go pić zaraz przed spaniem, lub wyjściem. Może też wypłukiwać witaminy z grupy B, dlatego warto łykać w czasie kuracji jakieś suplementy z tymi witaminkami. 

  • Picie drożdży 

Drożdże są źródłem.. wszystkiego! Mikroelementy, witaminy, czyli to co najlepsze nie tylko dla włosów, ale dla ogólnej kondycji organizmu. Podobno cudownie przyśpieszają porost włosów. Piszę podobno, ponieważ nie byłam w stanie tego sprawdzić na własnej skórze. Na sam zapach mnie mdli, a kiedy raz wzięłam łyk tego 'eliksiru piękna', natychmiastowo wszystko wyplułam. Tu jest właśnie bariera, której nie pokonam nawet dla włosów. Znam jednak osoby, które tolerują, ba uwielbiają ten smak. 

1/4 kostki zalewamy wrzątkiem i kubek tego cuda pijemy codziennie. Można dodawać mleka, cukru, kakao do smaku. Ja cudowałam nawet z mlekiem kokosowym, nutellą (tak, nutellą) i kawą i ciągle to samo, dla mnie ohyda. 

Drożdże mogą również okazać się nieocenione w walce z trądzikiem. (Tyle korzyści, zaraz chyba wstanę i sobie je przygotuję, może mi się odmieniło.. :D) 

Dostępność: No tu akurat oczywiste, każdy sklep spożywczy 
Czas kuracji: Tu również najlepiej zrobić sobie odpoczynek po 3 miesiącach 
Cena: A nawet nie wiem ile to dokładnie kosztuje. 2 zł kostka? 
Warto wiedzieć: Drożdże u niektórych osób mogą wywoływać problemy żołądkowe. Kiedy coś takiego odnotujemy, warto jest zmniejszyć dawkę, lub całkiem zakończyć kurację. Istnieje jednak coś co jest ratunkiem nie tylko w takim przypadku, ale również w takim jak mój, czyli zespołu "niewypijębofuj". :D 

  • Drożdże w tabletkach 

To się nazywa wynalazek! :D Dzienna dawka takiego cuda to około 8 tabletek dziennie. Działają prawie tak samo jak te normalne, mogą jednak trochę słabiej. Zawierają masę witamin B, więc genialnie będzie połączyć je ze skrzypokrzywą! To musiałyby być efekty, chyba dziś wprowadzę to w życie. 

Dostępność: Apteki 
Czas kuracji: Nie jest raczej ściśle określony, ponieważ jest to suplement diety. Radziłabym robić jednak przerwy jak zawsze, co kilka miesięcy.
Cena: ok. 9 zł za 200 tabletek 

  • Siemię lniane 
Czyli moje ukochane ziarenka. Są mega zdrowe, oprócz masy witamin zawierają dużo błonnika, który działa oczyszczająco na nasz przewód pokarmowy. 
Jeśli przygotowuję sobie z niego napój do picia, wsypuję łyżkę do kubka i zalewam gorącą wodą po czym przykrywam talerzykiem. W ten sposób nie robi się tzw. glutek, a konsystencja jest tylko o drobinkę gęstsza niż wody. Mikstura ta raczej nie ma smaku, czuć jednak dość dziwny posmak, dlatego ja lubię dolać sobie trochę soku malinowego. 
Moim ulubionym efektem jakie gwarantuje mi siemię jest wysyp Baby Hairów, ale również tytuowe przyśpieszenie porostu. Odnotowałam też znaczną poprawę stanu paznokci, z czego byłam niesamowicie zadowolona.

Dostępność: Sklepy spożywcze, sklepy ze zdrową żywnością
Czas kuracji: I znowu te nudne 3 miesiące. :D 
Cena: Ok. 5 zł za paczkę 300g 
Warto wiedzieć: Ja siemię dosypuję do wszystkiego. Musli, sałatek owocowych i warzywnych, miksowanych koktajli owocowych. W smaku go nie czuję a w ten sposób robię wiele dobrego dla włosów i organizmu. 

  • Calcium Pantothenicum Jelfa

Czyli nic innego jak prowitamina B5. Zdecydowanie najwygodniejszy sposób, dla wszystkich zapominalskich i niesystematycznych. Wystarczą już 2 tabletki dziennie by poczuć różnicę (gadka jak z reklamy, nie? :D) Używałam, testowałam i już niedługo szykuję Wam szczegółowe podsumowanie kuracji. 
Nawet na ulotce tych tabletek napisane jest, że może mieć wpływ na szybszy wzrost włosów i paznokci, więc to musi coś znaczyć. :) (ulotkom leków wierzę, kosmetyków jednak niekoniecznie :D) 

Dostępność: Apteki
Czas kuracji: Najlepiej kiedy ustalicie go sobie same, po zapoznaniu się z ulotką, ja łykam od dwóch miesięcy i nie zamierzam jak na razie przestawać. 
Cena: ok. 7 zł za 50 tabletek 


Początkowo w tym poście miały znaleźć się również zewnętrze metody, ale nie wyrobiłabym się z pisaniem do rana, i jeszcze bym Was zanudziła, dlatego zrobię z tego drugą część, która ukaże się następnym razem. 

Stosujecie którąś metodę? Dajcie mi znać po czym Wasze włosy najszybciej rosną! 

Ściskam Was mocno. :) 

niedziela, 6 kwietnia 2014

Poznajmy się bliżej! 50 faktów o mnie. :)

Chciałam szybciutko dać Wam znać, że stworzyłam nową zakładkę "o mnie". Jeśli chcecie się czegoś dowiedzieć, to serdecznie zapraszam. Łatwo nie było tyle o sobie napisać, ale w końcu mi się udało. 
Mam też małą niespodziankę.. :)

ZAPRASZAM! KLIK 

Ściskam Was mocno. :)

czwartek, 3 kwietnia 2014

Moje włosy przed włosomaniactwem :)

Dzisiaj postanowiłam pokazać Wam jak wyglądały moje włosy zanim zaczęłam o nie dbać. Jak już pewnie wiecie ja sama uwielbiam oglądać takie wpisy, więc stwierdziłam, że warto stworzyć własny. Jesteście ciekawe jak to było? 

Zacznijmy od tego, że moje włosy zawsze były grube, ciężkie, bardzo proste, niewiarygodnie śliskie, o niskiej porowatości. To znaczy do czasu. Potem zaczęłam je myć silnymi szamponami, nie zwracałam uwagi jakiej odżywki używam, tarłam je ręcznikiem, spałam w rozpuszczonych a czasem nawet mokrych włosach. 
Były lekko przesuszone, ale poza tym nie było źle. 

Tak wyglądały z lampą

A tak w świetle dziennym

Potem poznałam prostownicę. Po co prostowałam proste włosy? W sumie to nie wiem. Ale wiem na pewno, że prostowanie wciąga. Katowałam je tym przyrządem co raz częściej, bo co raz gorzej wyglądały bez niego. 
Po jakimś czasie były już tak przesuszone, że zaczęły tracić swój naturalny kształt i się falować.
To nadal mój naturalny kolor, tylko przy świetle zachodu słońca wygląda tak rudo. Na zdjęciach bez prostowania.  



W sumie to nadal mogłyby się tak falować, nie powiedziałabym nie, gdyby tylko do tego były zdrowe. :) 
Kolejnym etapem było zapuszczanie. Miały być długie, nieważne jakim kosztem! 
Tu jeszcze nie wyglądają tak źle...
(Ładny mam płaszczyk, prawda? :D) 


...Ale tu już widać co w trawie piszczało. Zdradzę Wam, że na zdjęciu poniżej były kilka godzin po... prostowaniu! Były tak suche, że nawet prostownica ich nie wygładzała. 
Kiedy raz wzięłam kosmyk włosów do ręki i przyjrzałam mu się z bliska uznałam, że muszę coś zrobić z tymi wszystkimi rozdwojonymi końcami. Oczywiście trauma fryzjerowa jeszcze mnie nie opuściła, więc zgadnijcie co zrobiłam. Chwyciłam nożyczki do papieru i wycinałam. 
Hahaha a jaka byłam z siebie potem dumna, że tylu się pozbyłam to sobie nawet nie wyobrażacie. :D 


Prostowanie było, kompletny brak uwagi i delikatności też już był.. Czego jeszcze nam brakuje? No jasne, że farbowania! :D 
Zaczęło się od niewinnej szamponetki. Najpierw czerwone końcówki, potem już cała głowa a'la Mała Syrenka. 
Niestety nie mam zdjęcia, bo 5 minut po tym jak zobaczyłam rezultat, przystąpiłam do zmywania go. :D Oczywiście myślę, że wszystko by się pięknie wypłukało, bo był to szampon koloryzujący, którego efekt miał utrzymać się do 6 myć. No ale ja wpadłam na coś sto razy bardziej genialnego. 


Położyłam na głowę farbę w kolorze blond i zostałam oficjalnie ruda w każdym świetle. Tutaj już widać jak bardzo nawet przy głowie były zniekształcone. 
(Wybaczcie, że tak chamsko się zamazałam, że moja mina na tym zdjęciu... o zgrozo. Obiecuje, że za jakiś czas się Wam chociaż trochę pokażę. :*) 


Na tym zdjęciu nie wyglądają źle, jednak w rzeczywistości były bardzo połamane i rozdwojone, szczególnie wierzchnia warstwa na długości. 

Marchewką nie byłam jednak długo. (Chociaż mój najlepszy przyjaciel już pewnie do końca życia będzie do mnie mówił "Ruda" :D)
Pofarbowałam je jeszcze raz. 
Różnica może być słabo widoczna, jednak na żywo była duża. Były już bardziej brązowe, szczególnie na początku, zanim wszystko zaczęło się wypłukiwać. 
Tutaj 'fale' po warkoczu na noc. 


Już wtedy wiedziałam, że chcę odhodować naturalny kolor. A może inaczej. Już wtedy wiedziałam, że nie chcę ich więcej farbować. Bardzo mi się przerzedziły, przy spłukiwaniu farby wypadło ich tyle co przy co najmniej 10 myciach razem wziętych. 
Uwierzcie mi zdjęcia ani trochę nie oddają ich stanu, wizualnie z daleka one zawsze wyglądały nieźle. Prawdziwy szok przeżywałam kiedy patrzyłam na nie z bardzo bliska.. 

Wtedy przypadkiem wpadłam na bloga Anwen. Pamiętam, że postem jaki był akurat na stronie główniej było podsumowanie jakiejś akcji włosomaniaczek. Jakieś wykresy, porowatości, emolienty, humektanty.. Zamknęłam tą stronę bardzo szybko. 
Po tygodniu jednak wróciłam, i zaczęłam przyswajać wiedzę. Wciągnęło mnie to niesamowicie szybko, w jeden weekend odkryłam inne blogi i przepadłam. 

Początek był kiepski. Poleciałam do Rossmanna, kupiłam tyle ile uniosłam i na dodatek nic co rzeczywiście pomogłoby moim włosom. (m.in. serum "scalające" końcówki
Cała kuchnia lądowała na głowie dosłownie na raz. Mąka, kakao, żelatyna, siemię, kawa, ocet, rumianek, cukier, no wszystko. 
Z czasem jednak moja pielęgnacja zaczęła mieć ręce i nogi. Nigdy nie zapomnę mojej reakcji po pierwszym od dawien dawna podcięciu końcówek. "Kuuuurde aleeee miękkie!" 

ok. 7 miesięcy później 
Za kolejne kilka miesięcy, dokładnie w lipcu założyłam bloga, i oto jestem! 
Zniszczenia wywołane moją nieświadomością nadal są na mojej głowie, jednak dzięki intensywnej pielęgnacji i regularnemu skracaniu końcówek jest ich co raz mniej. 

Jeśli dotrwałyście do końca, to gratuluję. :) Na dziś to już koniec, bo i tak wyszedł z tego tasiemiec. 

Mam jednak jeszcze kilka zdań na koniec. 

W pielęgnacji włosów ważna jest rozwaga. Nie popadajcie w paranoję tak jak ja na początku, nie wynoście pół drogerii, i nie pakujcie wszystkiego na głowę. Kupujcie wszystko z głową, nie wydawajcie wszystkiego co macie w portfelu, powoli poznawajcie swoje włosy, a nauczycie się co im służy a co nie. Zanim się obejrzycie będziecie ekspertkami od swojej czupryny, serio! 
Nie wywierajcie na sobie też żadnej presji. Efekty zobaczycie znacznie wcześniej jeśli przyjmiecie sprawę ze spokojem i bez paniki, że np. nie widać różnicy. W przeciwnym razie możecie się poddać, ale tego nie chcemy! :) 
A no i jeszcze jedno: olejujcie moje drogie!

A jak zaczęło się Wasze włosomaniactwo? Śmiało kochane, strasznie jestem tego ciekawa! 

Ściskam Was mocno. :)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...